3 powody do radości (=picia)

      Brak komentarzy do 3 powody do radości (=picia)

 


Głupawy tytuł, który może za rok wyda mi się jeszcze bardziej głupawy. Ale oprócz tytułu będzie dziś całkiem poważnie.

Weekend upłynął pod znakiem Wings For Life 2017, oglądanym na żywo (i w całości!!!) na redbull.tv. Pierwszy raz miałem okazję oglądać taką imprezę i podobała mi się. Po leniwej niedzieli, poniedziałek musiał być wolny, bo nie dało się wyjść w las przez natłok spraw do zrobienia. A kusiło i korciło, bo…

Powód 1

…wyjście oznaczało przebicie tysiąca kilometrów wybieganych w tym roku! Porównując do 2016, kiedy wyszło mi tego celkem 1270 km, to fantastyczny wynik. Jednak, porównując się do biegaczy-amatorów, których czytuję na blogach, to wciąż… w cholerę za mało 😀
W każdym razie, 1000 kilometrów kliknął we wtorek na treningu.

Powód 2

Dzisiejszy, wtorkowy trening zaczął 13 tydzień Danielsowego treningu do dziesiątki. Dziś robiłem interwały, mające po kilometrze w czterech powtórzeniach i z 4 minutową przerwą w truchcie pomiędzy nimi. I tak, wg Danielsa, mam je robić w 4:07. Zimno, padający śnieg i inne pierdoły lgnące się we łbie, zaowocowały nowym, lepszym czasem na kilometr po pierwszym interwale – Garmin zanotował 3:32, mój stoper – 3:34. Niech będzie po Garminowemu… nie będę się kłócił.

Powód 3

Jest w sumie najdurniejszy, ale zawsze do powód do radości :S W czasie treningu wydawało mi się, że po tym szybkim pierwszym kilometrze, zmęczony, będę już robić kilometrówki w przykazanych granicach 4:00. Nic z tych rzeczy. Udało się utrzymać podobne tempo w trzech kolejnych i całość wyszła tak (czasy ze stopera):

3:34  |  3:43  |  3:41  |  3:44

W drodze powrotnej, już w czasie truchtania naszły mnie dwie refleksje. Pierwsza to taka, że udało mi się w 4 interwałach utrzymać tempo Bartka Olszewskiego z jego całego biegu w Wings For Life… A druga bardziej budująca, to taka, że rok temu, w maju cieszyłem się jak głupi z interwałowych kilometrówek w zakresie 4:02 – 4:09…

No i podsumowując – według Danielsowego planu wlazłem w najtrudniejszą fazę treningu. A w niedzielę – BS na trasie Maratonu Podhalańskiego!


 

Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *