Przez ostatnie dwa, no może trzy tygodnie…
Nie. Stop. Dziś nie będzie pitu-pitu. Dziś będzie konkretnie.
*** *** *** *** ***
Przede wszystkim OGROMNE podziękowania dla Waldka_K., bo to tylko dzięki niemu mogłem zrobić, to co zrobiłem. Więc Waldek – wiszę ci flaszkę (tylko określ jaką) i jeszcze coś, o czym gadalim.
Poza podziękowaniami ważne są 3 zdarzenia, które miały wpływ na to, co się dziś wydarzyło. Najpierw – pierwsze od jesieni – szybsze rozbieganie z MarcinemO na Hrabiego – mila w 6:13 i 1 kilometr w 3:43. Dzień wcześniej biegając samemu zrobiłem kilometr (<3’30”) i próbę na dwa kilometry, która nie wypaliła, bo nie dałem rady (1300m w <3’30″/km). Ale to dało dwa biegi po sobie – biegi dość wymagające. I męczące mięśnie.
Drugim wydarzeniem była rozgrzewka, którą zrobiłem czekając na Marcina – jedna ze stu metrówek weszła na stoperze w 12.90. Ten wynik popchnął mnie następnego dnia do kolejnej szalonej sesji na zmęczonych mięśniach – 5 razy 100 metrów na FreeLapie. Wziąłem nawet kolce, ale nie dało się w nich biec – musiałem uważać, żeby ich nie połamać lub powyginać. Najlepszy czas w DS-24 (moje zużyte Ascicsy do krótkich szybkich na szutrze) złapany na FreeLapie to 11.81. W kolcach – 11.93.
Ale – co najważniejsze – zrobiłem w końcu trzy treningi pod rząd, bez przerw, które bardzo ładnie dobiły mięśnie. Do tego stopnia, że trzeciego dnia, po owych stu metrówkach – musiałem się przespać regeneracyjnie po powrocie z lasu. Jednodniowa przerwa w bieganiu na pracę i rano po pracy…
…Agrykola
W końcu dopisała pogoda – słonecznie i ciepło, brak wiatru, brak deszczu, a nawet brak padającego śniegu. Suchy asfalt. Wypoczęte mięśnie. Rozgrzewkę zrobiłem przydługawą, ale wynikała ona z tego, że chciałem potwierdzić Garminem, czy 400 metrów kończy się w podobnym miejscu w kilku przebiegach. Dwie szybsze setki na dogrzanie i RURA w dół.
W Gdyni, na Źródle Marii, na kocich łbach było ciężko wyczuć tempo. Na Sopockiej, na szutrze, tempo zależało od odbicia i ewentualnych uślizgów szutru pod butami. Na asfalcie – nie ma przeszkód. Jedyny minus – brak amortyzacji podłoża. Ale to mogę przeżyć, jeśli te biegi będą tak wychodzić, jak dzisiejszy.
Po pierwsze – nie miałem W OGÓLE poczucia prędkości. Na ostatnich 100 metrach podręcznikowo mnie zalał kwas. Stwierdziłem, że bieg jest wolny, to nie będę walczyć za bardzo o czas. Yhmmmmmmmmm…
Okazało się, że te zakwaszone, odpuszczone ostatnie 100 metrów wyszło w 14.70… !@#!@&!!
Pomimo tego zwolnienia i odpuszczenia, czas całkowity – 52.60, okazał się najlepszym moim wynikiem na 400 metrów. Oczywiście Z GÓRKI. I jest nowy PB. I odpowiadając na pytanie Mariusza – tak, któregoś świątecznego dnia po pracy, zmierzę metrem lekkoatletycznym 400 metrów, żeby wiedzieć DOKŁADNIE, co mogę wycisnąć na Agrykoli.
*** *** *** *** ***
A z innej beczki – warte pokazania jest jeszcze to, co wpomniałem we wcześniejszym wpisie – czyli nauka i przygotowanie praktyczne 😛
To ja Tobie dziękuję za to co osiągnąłem w bieganiu. Od września, tzn jak zacząłem tak naprawdę trochę więcej biegać, przebiegłem już 5 półmaratonów. Ty mnie zmotywowałeś do takiej aktywności. Rozmowy z Tobą stanowią wartoś dodaną w mojej wiedzy na temat biegania.