Prawie miesiąc bez pisaniny. Chciałbym rzec, że nie było co pisać. Ale to nieprawda. Trochę się działo. Bo treningowo coś tam biegałem, czasem wolno, czasem szybko. Wpadły jakieś kilometrówki, wpadły czterysta metrówki. Były nawet szybsze dychy. Ale generalnie trochę zawaliłem ambitny plan pod tytułem „dycha dziennie”. Po 23 dniach maja mam zaledwie 140 kilometrów. I nie mam pomysłu, jak to nadrobić 🙂 Może wcale nie będę 😛
Awaria
Z dużych wydarzeń koniecznie muszę wspomnieć awarię Garmina. Włażę pod prysznic z zegarkiem. A po prysznicu Garmin nie startuje, tylko się wiesza. Pół dnia szukania na necie i znaleźliśmy rozwiązanie. Miękki reset. Który nie pomaga uruchomić zegarka. Po czym nagle zegarek się otwiera… i okazuje się, że ekran zatopiony klejem w kopercie odkleił się. A kleju nie ma – za to na krawędziach koperty jest mój pot, taki w kryształkach… Rozpuścił klej, czy co?
I tak leci już tydzień bez zegarka, który wylądował w serwisie.
Obrażony Daniels
A to zupełnie nieoczekiwana sprawa. Bo generalnie jakiś Daniels zawsze w domu stał. Czy Danielsowy, czy Red Labelowy, czy inny… ale był. A tu ostatnio w pracy rozmawiam z Mariuszem na ten temat. I o przemyśleniach, że teraz na spotkanie z drugim treneiro będę się musiał umawiać z wyprzedzeniem. Coś się we łbie poprzestawiało. I myślę już chyba bardziej jak pół-zawodowiec. Bo: 1. Garminowy zapis snu pokazał, że zawsze jak coś wypiłem wieczorem, to w czasie snu serce pracowało 10-15 uderzeń na minutę szybciej niż zwykle. I nie byłem tak wypoczęty, jak bez rozmów z Danielsem; 2. w dni poDanielsowe ciężej mi się robiło szybkościówkę. Jak to podsumował Mariusz: to po co biegać?…
Tak pół żartem, pół serio przypomniał mi się Krzyśkowy non-alko czelendż, z którego miałem podśmichujkę… no bo jak tak można? I chyba już wiem, jak. Coś za coś. Picie ≠ regeneracja. Amen. I Daniels może się obrażać, jak chce.
A kumulacja przemyśleń non-alko przyszła dziś. Po bieganiu, w związku z gupotami, które chwilowo zaprzątają łeb, pomyślałem, że dziś bym coś wypił. A sekundę później przyszło do głowy coś innego: i byś spieprzył miesiąc treningu. To nowe podejście trochę mnie zmroziło, nie powiem. I nie wiem, kto to podszepnął. Daniels, Daniels, czy ja sam?
A nawiązując do powyższego spieprzenia miesiąca treningu, to oczywiście chodzi o nadchodzący (już w niedzielę) drugi bieg z GPTB w Mińsku Mazowiecki. Tym razem – z braku wyboru – piętnaście kilosów i mam nadzieję, że wpadną pierwsze punkty do klasyfikacji 🙂
PS. A foto wyróżniające na stronie głównej to obecnie mój zegarek biegowy numero uno 😛