Uważajcie, czego sobie życzycie… chciałoby się rzec…
Tydzień temu zastanawiałem się nad tym, czy szybkie piątki, wchodzące ostatnio coraz szybciej, zrobią mi robotę przed Siedlcami? Zastanawiałem się, czy uda mi się na osiedlowej prawie-że-atestowanej trasie (atestowana przez guglaka, Hondę Civic no i Garmina w ciągu kilkunastu jednakowych biegów) zejść poniżej 18:30.
Chciałoby się rzec…
…szkoda, że rano jadę samochodem na Otwock Biega. Tyle zziajany, mokry i wymęczony rzekłem po wejściu do domu po piątce, na której padło 18:30… Żołądkowa Gorzka z Miętą czekała na tę okazję na stojaku. I musi zaczekać. Do jutrzejszego wieczora…
Nauczony poprzednim biegiem, idąc na trasę (grubo po 23) wiedziałem , że wolny początek zawali cały bieg. Pierwszy kilometr w 3:43 już powiedział pustej łepetynie, że jest DOBRZE. Jeszcze nie było walki o każdy oddech. Jeszcze biegłem w miarę długimi krokami. Drugi kilometr w 3:41. Po drugim zaczyna się moja ulubiona górka, która lekko wznosi się aż do 4 kilometra. Mimo to, trzeci piknął w 3:41… Ciągle ten sam, długi krok – 3 kilometry z rzędu 1.47 metra…
No i zaczął się kryzys po trzecim. Ale w myślach się klnie w takich momentach. Przydrożne, leśne babki leciały nawet co pierwsze słowo… I NIE DA SIĘ tego K***A wykrzyczeć, bo… się oddech urwie. I trzeba to mielić we łbie, jak zboże w żarnach. I ta świadomość, że jak za bardzo zdechnę, to zawalę pierwsze 3 dobre kilometry. Nie mogłem zacisnąć zębów (bo znowu by się oddech urwał), ale charcząc wywalczyłem 3:48…
Szybkie liczenie i wyszło, że idę na okolice 18:30. Cóż było robić… znowu nie dało się zębów zacisnąć, ale biegłem. Ostatni kilometr jest już lekko z górki. Miałem gdzieś, czy jeżdżą samochody – na pasach przeleciałem na drugą stronę drogi szybko się rozglądając. Nic nie jechało. Wiedziałem, że MUSZĘ już przyspieszać aż do końca, bo mogę się pośliznąć o sekundę-dwie… Piąty kilometr wlazł w 3:35. I jest przed-siedleckie pragnienie – złamane 18:30. Pierwszy tegoroczny cel (pomimo braku atestu) uważam za zrobiony… Bo ileż można w końcu czekać na otwarcie butelki z żołądkową?? I ponownie – nie na wyścigu jeszcze, iny na osiedlowej pętli treningowej 🙂
Siedlce, Horwill i reszta wszechświata
Do siedleckiego Biegu Jacka, kończącego Grand Prix Traktu Brzeskiego zostały mi trzy tygodnie. Sporo. A po dzisiejszym biegu wiem, że Horwill jeszcze nie działa, jak powinien 🙂
Miał być 5% przyrost wydolności, a w zasadzie dzisiejszy test na 15 minut (w czasie bicia piątki) to zaledwie 50 metrów więcej niż na początku treningu. Według Horwilla powinno być 200… Więc… cześć i dzięki za ryby chciałoby się rzec. Ale się nie rzecze, bo może w Siedlcach uda się jeszcze te 150 metrów dorobić do rekordu na 5 kilometrów…
Fotka na głównej stronie (i obok) zaczerpnięta z www.facebook.com/biegjacka – a propos tej fotki, jak w tej koszulce nie będzie w Siedlcach +5% do szybkości, to ją zareklamuję!