Na zdjęciu otwierającym najlepszy trening, na którym mnie złapano fotograficznie 🙂
A poza tym…
W niedzielę byłem na Reja. Zrobiłem 2 kilometry w 6:56… po krótkim, wyczerpującym pobycie w Cieszynie, z sądami po drodze, remontami i tego typu ciekawymi zdarzeniami…
I co z tego? Nic.
I co z tego? Wiele.
Bo w tę niedzielę biegnąc z powrotem po owym ciągłym zdałem sobie sprawę, że minęło mi 10 lat biegania. Kołatało mi od jakiegoś czas, że Marcin coś podobnego obchodził, iny kapke dłuższego 😛
Dziesięć lat, po wiośnie 2012, kiedy pod wpływem stresu zemdlałem w SKM-ce w drodze do pracy. W kulatym stanie ważącym około 85-86 kilo… Gdy pokonanie 5 kilometrów w lesie śródborowskim oznaczało pożarcie przez komary, bo raczej szybko szedłem niż biegłem…
Moje bieganie nie było pasmem biegów, motywacji, efektu-WOW, hollywoodzkich sukcesów… Ale mimo wszystko miało swoje ostro zarysowane etapy:
– pierwszy (2012-2013) – etap strachu, że jeszcze trochę i nie wejdę w drzwi 🙂
– drugi (2014-2015) – etap restartu biegowego, czas dojazdów z Warszawy do Śróborowa, żeby potuptać w lesie. To czas, kiedy biegałem z wyśmiewającym mnie i szybszym ode mnie Olkiem…
– trzeci (2016-2019) – czasy pierwszych poważnych startów, biegania z grupą Otwock Biega, nowe biegowe przyjaźnie, pierwsze poważne badania biegologii stosowanej oraz profesjonalne 😎 planowanie treningu i w końcu trening z treneiro…
– czwarty (2020-2021) – to głupie czasy w otaczającym i wrogim środowisku (histeria C-19)… 😛 Biegowo jednak to najlepszy wydolnościowo okres – starty na bieżni, łamiący blokady psychiczne Sulejówek, trening już bez Dominiki lecz z nowym podejściem do biegania… Minimum eksploatacji nóg, maksimum prędkości – czyli szkoła Hollera (Feed the Cats)…
– piąty (2022-…) – rozpoczęty po przeprowadzce do Gdyni i bardzo zaskakujący jak na razie. Mimo przeprowadzki i utrudnionego treningu wydolnościowo najlepszy okres od ogólniaka – PB na kilometr, milę, 3 kilosy poniżej 10 minut…. Kilometry robione z lekkim wysiłkiem ale poniżej 3 minut, czterysetki wchodzące poniżej minuty w sprzyjających pogodowo warunkach… Dieta. Przede wszystkim dieta. I umiar w bieganiu 😮
Wybuchowy keto-holl…
Mimo przeszkód, psychicznych blokad, pracy, przeprowadzek, sradzek, blazek i kupy innych powodów, by nie iść na trening… niespodziewanie rozpoczynam kolejną biegową dekadę…
A gdzie do cholery Garminowa odznaka na 10-lecie? Aaaaaaa…. no tak. Jak zaczynałem biegać jeszcze go nie było w moim życiu. Później się małpa zakradła…
…nie cierpię biegać. Uwielbiam się ścigać. Uwielbiam pęd. I plączące się w tym pędzie nogi. Od biegania bardziej nie cierpię tylko chodzenia, więc… kiedy mogę to biegnę. Pokrętne…
A poniżej kilka ważniejszych momentów (tych uchwyconych złodziejem dusz) w ciągu tych dziesięciu biegowych latach:
Podsumowując dekadę 2012-2022: to etapy realizowania celów biegowych, uchwycona super technika biegowa, czasem zwycięstwa, czasem z trudem kończone biegi. Kibice domowi i biegowi… i kupa radochy 😮
A w tle tego wszystkiego powolna metamorfoza z nieporadnej pokraki w namiastkę sprintera 😛
Piękna dekada i niesamowity progres… jedno jest pewne, drugą dekadę wejdziesz na wysokich obrotach . I trzeba chyba przekuć rewelacyjne wyniki treningowe na jeszcze lepsze starty 🙂 .