Ciekawie się złożyło, ponieważ poniższy wpis to dwudziesty siódmy z kolei. Ciekawie, bo opisuje inne, niedzielne dwadzieścia i siedem.
Dziś będzie krótko, bo kronikarsko. Do biegu otwockiego został tydzień. Przegląd listy startowej pokazał, że zamiast pierwotnych 200 osób wystartuje 699… Zrobił się z tego całkiem duży bieg.
Kumpel (czyli wcześniej już wspominany A.) miał coś ze mną potrenować, ale nie potrenował. Ja coś tam miałem potrenować i „coś” tam potrenowałem. Z ambitnego planu przedświątecznego (wiadomo – święto dyni) udało się wygospodarować czas na kilometrówki w tempie na 4:30 oraz na dwu-kilometrówki ciągłego (na 9 minut każda).
Ten element wyszedł nadspodziewanie dobrze. Udało mi się dość równo biegać, co głównie miało mnie nastawić na rozpoznawanie tempa na 4:30. Czy je rozpoznaję?… Jeszcze nie całkiem. Czasem wychodziło 4:20, czasem bliżej 4:30. Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że to przyjdzie z czasem i z większą ilością takich treningów.
W sobotę udało mi się w końcu wstać i dotrzeć na wspólne bieganie z Otwock Biega, a to pewnie dzięki temu, że godzina się zmieniła i jest obecnie 8:30. To znacznie przyjaźniejsza pora niż na 8:00… 😀
W wolnym tempie, ale na miłych pogawędkach spędziliśmy wspólnie 10 kilometrów, a później już tylko z Jurkiem dodatkowe 4. Najważniejszym jednak wynikiem tego biegu było nasze umówienie się na niedzielę na coś znacznie cięższego.
27 po raz drugi
I tak w niedzielę, we trzech – z Marcinem i Jurkiem polecieliśmy w las. Marcin odłączył się od nas po 10 kilometrach, a my z Jurkiem, podreptaliśmy dalej. Dzięki temu deptaniu zwiedziliśmy część trasy biegu otwockiego oraz poznałem jeszcze przebieg trasy biegu karczewskiego. Było tego sporo…
W drodze powrotnej bieg już był bardziej szarpany, ale nie ze zmęczenia a z racji… spotkań na trasie. Spotkań z ludźmi, których jak się okazało Jurek znał. Zakończyliśmy bieg pod najsłynniejszym sklepem w Śródborowie, czyli Eljotem. Moja komórka pokazała finalnie 26,4 kilometra; Garmin Jurka wskazał 27,2 kilometra. Oczywiście wiarygodny jest wynik z Garmina, bo już w trakcie biegu zauważyliśmy, że moje Endomondo zgubiło 700 metrów.
I stąd drugie dwadzieścia i siedem.
Czy było ciężko? Nie aż tak 😛
Jest spory postęp i ten bieg to pokazał. Nawet jeśli tempo nie powalało (5:36 min/km średnie), to kondycyjnie bieg nie był zbyt trudny i szczerze się przyznając przed samym sobą wiem, że mógłbym tak jeszcze na pewno z 10-15 kilometrów. Najtrudniejszym elementem były spodnie dresowe, które mnie poobcierały jak wściekłe… I już wiem, że muszę poeksperymentować z czymś wygodniejszym.