Pierwsze postanowienie (opisane w poprzednim wpisie) wdrożyłem – nie jem już galaretek z bitą śmietaną. Nawet tą 36%… Nie ważne, że bardziej tłusta – działa tak samo, jak te udające tłuste śmietany.
Trzecie postanowienie – te z alkoholem – wdrożone. Prawie. 10 dni bez niczego. Dziś, jedenastego dnia od zaprzestania, Monika namówiła mnie na piwo. Pierwsze od – mam krótką pamięć do takich rzeczy – więc od zarania dziejów. Ale faktycznie dawno już nie tknąłem piwa. Od któregoś z filmów Barbary Kazany, tłumaczącego czym jest chmiel… i jego wpływie. Wpływie – nie tylko na mężczyzn, ale też na tych uprawiających sport. Choć są tacy, którzy twierdzą, że pomaga w regeneracji po treningu… i nawet przez jakiś czas byłem skłonny w to wierzyć 🙄 Jeśli pomaga, to niech pomaga… Innym, nie mnie.
Myślałem, że ugasi pragnienie. Będzie smakować. I wypiłem jakieś 2 cm płynu w szklance. A żesz FUJ, jakie to było niedobre. Tak niedobre, ża aż słodkie. Odzwyczaiłem się od tego (bez)smaku. No i musiałem trochę odlać Monice 😛
Czwarte i piąte postanowienia idą opornie, ale idą.
Co zaś tyczy się drugiego – to po zakupie opisanym we wcześniejszym wpisie – przesyłka dotarła. Są inne, nie ma co ukrywać. Trochę cięższe, inaczej siedzące na pięcie. Musiałem je wypróbować. No co jak co, ale próba musiała być. Nawet jeśli mają leżeć w szafie i czekać na starty, parkruny, czy coś tam jeszcze – test musiał nastąpić.
A przy okazji okazało się – po sprawdzeniu, że buty które podejrzewałem o jakieś 300-400 km przebiegu, mają….. ptrawie 900 km. Zajechałem je co nawet trochę widać. Puma, czy gepard – oto jest pytanie…
I nastąpił. Z Szymkiem poszliśmy na ścieżkę rowerową na Armii Krajowej. I nie jest to łatwa ścieżka. Z obolałymi mięśniami po środowym bieganiu z Marcinem 150 metrówek na OKS-ie. Po porannym Run Otwock z ośmioma kilometrami na liczniku. Po niedospanej nocy w pracy i Szymka wyjściu na osiemnastkę. Po piwie – choć w niewielkiej ilości. I popcornie, który jakoś dziś miałem ochotę pożreć. Całą michę. Na dwóch – Szymka i mnie. Żołądek był wielkości mięśnia piwnego, jaki występuje u długoletnich, wytrawnych piwoszy.
Założenie było proste – z usterkami, jak powyżej – miałem się zmieścić w 3:15 na kilometr. Zmieściłem się – Garmin pokazał 3:13 na mecie, choć Connect pokazuje czas 3:14, ze średnim tempem 3:15 🙂 No cóż, to Garmin Connect.
A tytuł? W żaden sposób nie jest związany ze wspomnieniami oglądanego niedawno filmu o Bolcie, który biegał w pumach z magicznego świata ForeverFaster. Bowiem tytuł związany jest z hasłem, które rzuca się w oczy zaraz po otwarciu pudełka z butami – owymi Puma Deviate Nitro Elite 2:
Nawet pudełko zmienili ze zwykłego pumowo-czerwonego 🙂 Aż się poczułem Elite. A czy będę Faster? Nie wiem, ale na pewno poruszyły mnie zawody, w których startował Arek, kiedy oglądałem sztafetę chłopców 4*200 metrów, gdzie mogłem się napatrzyć, jak się robi czas poniżej 2 minut (zdjęcie stopera jest jako zajawka na stronie głównej)…
Czy to zrobię i będę szybszy? Zobaczymy. Ale wiem, że po tym biegu na pewno poczułem przypływ motywacji.