Plan był prosty: przespać się w dzień, pójść na pierwszą w nocy na OKS i machnąć parę kilometrów dookoła stadionu. Plan, planem, a rzeczywistość psikusa strzeliła. Nie dałem rady się przespać. A nie mogąc spać, stwierdziłem, że im później będzie, tym będę coraz bardziej zmęczony. Pojechałem na OKS wcześniej, na północ.
Nocna warta
Wystartowałem w swój bieg 20 minut po północy. Druga część planu była równie prosta – biec spokojnym tempem między 5:00 a 5:20. Biec tak, by zrobić maraton. Co prawda w głowie coś kołatało i brzęczało, że mógłbym wydłużyć dystans do na przykład 50 kilometrów, ale jak później pokazał organizm – nie było na to szans.
Pierwsze 10 kilometrów biegłem z kilkoma osobami, z którymi od czasu do czasu na którymś okrążeniu wymieniliśmy parę zdań. Trochę to zniekształcało poczucie czasu, który wydawał się szybciej biec. Co okrążenie sprawdzałem Garmina, czy ten wskazuje równe 400 metrów. Ot i to było całe podniecające urozmaicenie trasy wokół stadionu. Kliknąć raz na okrążenie podświetlenie, by sprawdzić zgodność odległości… i sprawdzanie czasu co kilometr, gdy zegarek podświetlał automatycznie ekran.
Pierwsze 10 kilometrów padło w 50:18. Potem stadion zaczął pustoszeć. Zamyślony już na amen, robiłem drugą dziesiątkę. Ktoś jeszcze biegł, ale skończył; jakiś chłopak szedł o kulach – gdy zapytałem na którymś okrążeniu – rzucił, że ma sześć, ale będzie kończyć, bo się nie da tak iść. Drugie 10 kilometrów zrobiłem w 50:30.
Wtedy też przebiegając koło ławeczki, gdzie miałem poukładany prowiant, po kolei zabrałem ze sobą bidony z Isostarem i arbuza – na stolik z wodą, który stał przy miejscu startu. Już chciało mi się pić i robiłem się słabszy. Co drugie-trzecie okrążenie kawałek arbuza leciał do dzioba, i trochę energii wracało. To już był okres, kiedy zostałem na bieżni sam – tak, jak Artur B. mówił – to były godziny, gdy wszyscy już spali. Trzecie 10 wyszło już słabiej – 50:46.
I jest kolejny maraton
Organizm zaczął pokazywać pierwsze oznaki zmęczenia – dochodziła trzecia nad ranem. Znowu zaczęli się pojedynczo pokazywać pierwsi biegający. Około 34-35 kilometra poczułem pierwszy ból – skarpety, które namokły od potu, zaczęły masakrować lewą stopę. A wszystko przez szew, który wypada na środku palców… Już wiem, że to nie są dobre skarpety na dłuższe biegi. Poprawianie nic nie dało – szew zostawał, gdzie był. Musiałem już tak dobiec. Tu już odpoczywałem z chłopakiem, który biegał wolniej i który opowiedział mi swoją historię chudnięcia. Wciąż nie mogę uwierzyć, że można bezproblemowo zrzucić ponad 30 kilo w rok…
Finalnie, czwarta dziesiątka z bólem i wolniejszym tempem na rozmowy padła w 52:43. I w zasadzie to tyle walki – biegłem dalej, bo głupio było nie dobiec dystansu maratonu, ale… Ale ostatnie dwa kilometry to już walka ze skurczami ud. Straszyły, straszyły i biegnąc musiałem przystawać, żeby rozmasować. Ponad siedem i prawie siedem na ostatnich dwóch pełnych kilometrach. Czterech liter nie urwało, ale uda mogło…
Dyplomy i podium
Podsumowując – 106 okrążeń boiska. Nowy rekord na dystansie maratonu (3:42:05). No bo jakże inaczej by mogło być po dwóch wcześniejszych górskich 😀
Po południu na starcie stanął namówiony młodszy zawodnik, który po raz pierwszy w życiu przebiegł dwa kilometry bez zatrzymywania. Obaj zostaliśmy z dyplomami. Na zakończenie były jeszcze wyniki, i okazało się, że 3. miejsce na pudle za dystans wśród mężczyzn obroniłem. Gdyby było OPEN to nie udałoby się… najlepsza wśród kobiet dziewczyna wybiegała coś około 67 kilometrów.
Ale co tam. 3 miejsce za dystans w kategorii M-OPEN. Pudło jest. I puchar jest. TEN PIERWSZY.
W końcu 😛

Puchar za 3. miejsce i fanty z loterii – karafka ręcznie robiona przez wychowanków SOSW oraz plecak z drobiazgami…
Witam. Moja córka Julia wybiegała te 67 km ale w dwóch podejściach, piątek i sobota. Niestety ma 13 lat i nie powinna biegać jeszcze takich dystansów, Zaplanowała że za rok pobije ten rekord w czterech podejściach. Dodam że tego dnia wylądowała na ostrym dyżurze z przegrzanym kolanem 🙁 Kocha biegać, ale dopiero się uczy. W szczytowej formie na wiosnę na I Półmaratonie Starachowickim była trasa 2,2 km, wybiegała czas 6:25 / 2.2km tempo: 2:55min./km prędkość 20.57 km/h Ja przecierałem oczy, czy to prawda ? zresztą mina organizatorów bezcenna 🙂 Pozdrawiam Sebastian
Czapka z głowy! Przy 13 latach – takie wyniki – nic, tylko czekam na kolejną edycję Integracyjnego i sam będę Julii kibicować. No i będę śledzić na endhubie, bo widzę, że OKS ma materiał na kadrowiczkę!