Kawa, kawa
…projektu ≤4 ciąg dalszy
Dziś wypadło zakończenie kolejnego eksperymentu. Eksperymentu, który podobnie jak dieta, którą chciałem wypróbować – okazał się klapą. Półtora tygodnia temu przestałem pić kawę, bo chciałem zobaczyć, jaki ma wpływ na organizm.
I zobaczyłem. Ma wpływ, oj ma – brak energii, brak mocy, brak prędkości. Tyle w skrócie.
Poprzedni tydzień, co opisałem tu, był tygodniem bez jakiś treningowych wydarzeń. Ten tydzień, już jedząc normalnie – czyli wszystko, co jest pod ręką, w lodówce i gdziekolwiek dookoła – zaczyna się zupełnie inaczej.
Poniedziałek i wtorek były dniami wolnymi od biegania – okostna dawała się we znaki i chciałem jej dać odpocząć. No i brak kawy również demotywował do wyjścia.
Środa stała pod znakiem szybkiego wybiegania po lesie – cross, który wszedł w 44 minuty na dziesięć kilometrów. Czwartek zaczęliśmy od grzybobrania, w czasie którego łeb mi już pękał z bólu. Pewnie pogoda robiła swoje, ale i brak kawy pewnie też.
Po południu padło na koniec eksperymentu z kawą. Stwierdziłem, że szkoda się męczyć, bo efekt i tak jest do bani. Wieczorem planowałem zrobić trening progowy – 30 minut w tempie po 4:06 min/km. Po kawie byłem tak nabuzowany, że stwierdziłem, że pokuszę się o zrobienie siedmiu kilometrów w tempie poniżej 4 min/km (Projekt ≤4). Ostatni dystans (6 kilometrów w tym tempie, który wyszedł mi w ramach tego projektu – na sześć kilometrów – udał mi się miesiąc temu! A do sprawdzianu, to jest Biegnij Warszawo zostały dwa tygodnie…
≤4 = 7
Mimo padającego deszczu, wylazłem na trasę wokół osiedla. Bieg był raczej nudny – kałuże, gdzieniegdzie prysznic spod kół przejeżdżających samochodów, w miarę równy oddech… i w końcu równe tempo! Żadnego pędzenia na pierwszym kilometrze i spalenia się już koło 3-4 kilometra. Podsumowując – był to mój najmądrzej przebiegnięty odcinek w tempie biegu poniżej 4 minut:
4:00 | 3:55 | 3:55 | 4:00 | 3:58 | 3:56 | 4:04
Łącznie 27:48 minut na siedem kilometrów. Siły jeszcze trochę miałem i w sumie najbardziej to zarzucałem sobie po skończeniu, że nie wycisnąłem jeszcze ósmego kilometra. Ale co się odwlecze… to nie uciecze. Taką mam nadzieję 😀
Jutro spokojne, krótkie rozbieganie. A w nocy z piątku na sobotę (czyli już w sobotę), zamiast Otwock Biega mam zamiar spać. Spać po nocnym bieganiu na OKS-ie w ramach IV Integracyjnego Biegu 24-godzinnego.
Zaplanowałem start swojej kolejki z Arturem B. na najmniej ponoć uczęszczane godziny nocne. Ruszam o pierwszej w nocy w sobotę… i do oporu – jak się da do 3 rano, to do trzeciej; jak do czwartej… to do czwartej 🙂