Kilometrówki, czyli o padającym pierwszym progu


Pierwszy próg padł. Pierwszy tegoroczny cel zrealizowałem – tak mogę podsumować pierwsze po czwartkowe biegi. Po opisanym wcześniej dobrym wyniku na dziesięć kilometrów, coś pękło i to pękniecie widać coraz bardziej.

A zaczęło się na stadionie, na – jak planowałem – lekkim 5 kilometrowym rozbieganiu. Rozbieganie może i było lekkie, bo na każdym kilometrze zyskiwałem kilka sekund. Jak zwykle to bywa na Skrze zawsze ktoś się na niej kręci. W poniedziałek była to grupka chodzących o kijkach. Zawsze się zastanawiam, czy to zajęcia jakiejś szkoły? A przy okazji pozdrowienia dla Pani prowadzącej, która trzódkę ogarnęła i zagoniła pod ogrodzenie, co pozwoliło bez kolizji biegać szybkie kilometrówki.

Stadion jest o tyle fajny, że zawsze albo kogoś gonisz, albo przed kimś uciekasz. W poniedziałek goniłem chodzących dookoła boiska o kijkach. No i z lekkiego tempa wyszło lżejsze. Piątka rozbiegania wyszła w niecałe 24 minuty, co do niedawna było dla mnie morderczym tempem.

Po krótkiej przerwie zabrałem się za zaplanowane kilometrówki – 6 razy w odstępie 2 minut. Druga i kolejne poszły w granicach ostatnio już osiągalnych przeze mnie, a więc przedział 4:03 – 4:20. Z sześciu zrobiło się pięć, bo na ostatnią nie miałem już siły. I to jest kolejna rzecz do odpracowania – jak ma być sześć, to ma być sześć.

Cele biegowe na 2016 – 1 km odfajkowany!

A pierwsza kilometrówka… trochę mnie zaskoczyła. Choć nie powinna, prawdę mówiąc. Biegając kilometrówki w 4 minuty oczywiste było, że w końcu i ten próg padnie. Tylko jakoś to do mnie nie docierało, bo pomimo cięższego niż w latach poprzednich treningu, jakoś dziwnie zakładałem, że nie jest lepiej. I, że tkwię w tym samym punkcie. A magiczne 3:57 z maja 2014 roku było ścianą nie do pokonania. Ale tę ścianę też pokonałem. I nowy mierzony tak byle jak wynik to 3:50.

Taaaaaaak… Maruda we mnie by powiedział, że do życiówki to jeszcze kosmos. Bo i jest. Ale mam w nosie Marudę. A ten nowy, lepszy wynik na kilometr to dobry punkt wyjścia do dalszej pracy nad tegorocznymi celami biegowymi.

Trening siły biegowej

Podsumowując, czytając artykuły na bieganie.pl trafiłem na zakładkę opisującą ćwiczenia do treningu siły biegowej. Jakie to miłe uczucie, jak po tylu latach od zakończenia przygody z treningiem pod okiem trenera, odkrywasz, że metody są te same, co lata temu. Mała Zabawa Biegowa i Duża Zabawa Biegowa zostały dalej zabawami biegowymi… I co ciekawe, nikt nowego koła nie wynalazł. A przy okazji obejrzałem sobie fachowe prezentacje na krótkich filmach, co i jak ma być wykonywane. No i jeszcze z głębi (nie)pamięci wróciły tak dawno nie używane nazwy, jak na przykład Skip A, skip C, podbieg, czy przebieżka…

Prawda, że te nazwy są skomplikowane? A przy okazji przypomnienia sobie ich nazw (bo same ćwiczenia jakoś po godzinach ich robienia zapadły baaaaaardzo głęboko w pamięć) uznałem, że czas je włączyć do treningowego kalendarza. I wypadło – hokus-pokus – że dniem na ćwiczenia siły biegowej będzie wtorek. No chyba, że coś się zmieni.

Howgh!


 

Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *