Tydzień minął pod znakiem zapowiedzi i straszenia w mediach, że będzie padać, lać i padać. No i padało. Ale jakoś tak mi się udawało, że każda sesja treningowa trafiła w okienko, gdzie nie padało. Więcej – świeciło słońce. Jedynym minusem były mocne podmuchy wiatru – odczuwalne (=hamujące) i w lesie, i na stadionie.
Komplet pogodowo-treningowy
A sam tydzień treningowy to również komplet – biegi rytmowe, progowe i na zakończenie interwały. To był ciężki tydzień, co też odbiło się na kilometrażu – niewiele ponad 55 kilometrów.
Rytmy
Zacząłem tydzień od biegów rytmowych – tym razem wypadło mi combo zawierające 4x200m + 2x400m + 1x800m + 2x400m + 4x200m. Do osiemsetki czułem się dobrze – tak dobrze, że zastanawiałem się, czy nie przedłużyć i nie zrobić kontrolnego biegu na kilometr. Jednak rozsądek i wiatr zrobiły swoje – zrobiłem osiemsetkę i dokończyłem rytmy według planu.
Progowy
Kolejna sesja specjalistyczna wypadła we czwartek, gdzie miałem zrobić 3 biegi po 12 minut w tempie 4:29 / km. To był najcięższy trening tego tygodnia. Po dwóch powtórzeniach czułem się nieźle: po starcie do trzeciego powtórzenia nie mogłem nabrać rozpędu – to było uczucie, jak bieg w wodzie. Po kilkudziesięciu metrach mięśnie ruszyły, ale zmęczenie potęgowało się z każdą kolejną setką metrów. To było uczucie o którym pisał Daniels – w trzecim powtórzeniu byłem w stanie biec i utrzymać prędkość, ale wręcz marzyłem o zakończeniu biegu…
Został mi – tak myślałem – najgorszy trening, czyli interwały. W sobotę mięśnie były jeszcze zbyt zmęczone i skończyło się na wspólnym bieganiu z Otwock Biega, choć tak po prawdzie to było więcej osób z grupy Tuptusie Otwock. To było lekkie, jakże potrzebne rozbieganie.
Interwały
Sesja interwałowa wypadła w ostatni dzień tygodnia, w niedzielę świąteczną. Według planu miałem do zrobienia 6 powtórzeń biegu interwałowego trwającego 3 minuty w tempie 4:07/km z przerwą w truchcie trwającą również 3 minuty. To niecałe 750 metrów i taki odcinek sobie wymierzyłem na leśnej drodze. To było zupełnie inne zmęczenie, niż w biegu progowym – odpoczynek wystarczał, by kolejny interwał pobiec w zakładanym tempie. Do tego stopnia szło mi dobrze, że na czwartym powtórzeniu pobiegłem ten kuszący mnie już wcześniej kilometrowy odcinek. I to był super-interwał. Wyszło mi 3:41 na kilometr (i jest PB! AD 2017). Mimo zmęczenia, podładowany nowym rekordem, zrobiłem jeszcze 3 powtórzenia i sesja zakończyła się 7 biegami interwałowymi.
Podsumowując – pierwszy raz biegłem progowe w krótkim odstępie czasu i z taką intensywnością. Z tego treningu zdecydowanie był to najtrudniejszy i najbardziej męczący bieg. Co innego jest biec 20 minut w kawałku, a czym innym jest zrobić powtórzenia po krótkim odpoczynku, gdzie silnik chce pracować, ale koła nie chcą się kręcić… Słowem – czekam na kolejne takie sesje 😛