Kroki milowe

      2 komentarze do Kroki milowe

Od stycznia wiele się zmieniło. Zimowe legowisko przestało być tylko zimowym legowiskiem. Na razie staje się wielosezonowym legowiskiem. Biegowo zmieniło się jeszcze „wielej” – zapanowała w nim zima, mroczna zima. Chyba moja najdłuższa biegowa przerwa od… nie pamiętam od jakiego czasu.

Rozpoczęła się z ostatnim biegiem w Gdyni – będącego za opisem z GC „Pożegnaniem z Sopocką” i trwała miesiąc do biegu z Run Otwock. Pojawił sie o tym nawet wpis w marcu ale byłem-go-znikłem. Tfu, tfu – zgiń, przepadnij…

Później nastąpiła długa i nierówna walka z ponownym rozruchem. Pojedyncze sesje FTC, parę biegów z Szymkiem (który wyrównał PB na kilometr – 4:33), pierwsze próby biegania 400 metrów wieczorem na ścieżce rowerowej wzdłuż Narutowicza, z niezłym jak na tak długą przerwę – 1:00,9. W dłuższych biegach wróciłem do pompek, które mnie zaskoczyły, bo za każdym podejściem wchodziło 40 – mięśnie rąk nie spadły tak bardzo, jak nóg. Spadła za to waga – ale to pewnie przez lekką utratę mięśni, do poziomu również od dawna nie widzianego przez domowe wagi – 64,8 kilo.

Prędkość i wytrzymałość lekko przysiadły. Wydolność na szczęście nie. W czasie biegów odczuwałem jednak ciężkość – choć puls nie był wysoki, zmęczenie odczuwalne wydawało się być ogromne. Nie wiem czy to powietrze, ciśnienie inne niż w Gdyni, czy jeszcze coś innego.

W każdym razie marcowy kalendarz biegowy nie wygląda imponująco – 11 aktywności z 43 kilometrami. Czy to wystarczyło, żeby podtrzymać wydolność? Chyba tak.

Połowa kwietnia wygląda już trochę inaczej – są chęci, jednak zmęczenie po pracy i inne ciekawe wydarzenia nie pozwalają wychodzić tak często jakbym chciał. I nie jest to usprawiedliwianie – ciągłe doposażanie, ustawianie i sprzątanie mieszkania po powrocie, bieganie z kartonami, bieganie w innych celach – niezupełnie sprzyja bieganiu wyścigowemu.

Warte odnotowania są pierwsze – nieudane na razie biegi na 600 metrów, dwa dobre biegi na milę – po tym, jak wyszukałem sobie trasę na Hrabiego. A którą to Marcin nazwał kiepską, bo błotną po deszczach i zapiaszczoną jak jest ciepło. Pierwsza, próbna, wyszła zadowalająco – i według założenia! poniżej 6 minut (5:57). Druga, dzisiaj w błocku po deszczach i na zmęczeniu po nocnych wypadach do szpitala w 5:29. Błoto nie przeszkadza aż tak bardzo… Kolejny planowany przystanek na milę to 5:15. W momencie, jak uda się mi to zrobić, już będę w domu w drodze do 5:00.

W międzyczasie zaczęliśmy więcej biegać z Marcinem – kilometrówki, krótkie zabawy na OKSIe typu 500m/300m/150m; wpadła również jedna sesja w Starej Wsi z dwusetkami z górki. Na razie bez jakiś super uniesień i super prędkości, ale wszystko to jest przygotowaniem pod powrót do szybkości.

Cele na najbliższy czas? Ponowne zejście poniżej 60 sekund na 400m, poniżej 3 minut na kilometr oraz piłowanie mili i dwukilometrówek poniżej 7 minut 😮
Od czegoś trzeba zacząć 🙂

Archiwa

2 thoughts on “Kroki milowe

  1. Pingback: Odczarowana – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski

  2. Pingback: Musculus biceps femoris – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *