Jesienna „depresja” objawiła się u mnie nietypowo. No w sumie, to mi się wydawało, że nietypowo. Mniej biegania, codzienne jeżdżenie do pracy do Gdańska, ciemno… Oraz zniechęcenie do stadionu na Grunwaldzkiej…
Z ciekawości, po kilku rozmowach domowych, sięgnąłem do kalendarza w Garmin Connect i do wpisów z zeszłego roku. I nagle „nietypowa depresja” zmieniła się w cykliczne zmęczenie jesienne 🙂 Bo… całkiem podobnie miałem w zeszłym roku – zwariowany czas z załatwianiem dla Szymka korepetycji z matematyki, uczenie się matematyki po pracy, tak żeby chłopaka wieczorami choć trochę wyciągnąć z jedynek w szkole. Ciemnica i brak chęci do wychodzenia na zewnątrz – gdzie jedynym motywatorem było jeżdżenie na stadion do Rumii przy okazji odwożenia korepetytora…
W tym roku tąpnięcie nastąpiło w związku ze zmianą pracy i odczuwalnym codziennym dojeżdżaniem (ciągle się uczę… i muszę być więcej w firmie, niż zdalnie). Jednak porównanie kalendarza z obu tych lat (2021 i 2022) nagle pokazało, że wcale nie jest gorzej. Że jest nawet lepiej… Lepiej, bo już aż 5 razy biegałem! I to było zdumiewające.
Dodatkowo, zniechęcające jest to – o czym ostatnio również rozmawialiśmy z Moniką, że tu, w Gdyni, w naszej okolicy nie ma czegoś takiego przyjaznego do biegania po zmroku, jak ścieżka rowerowa do Pogorzeli… Ledwo o tym powspominaliśmy, że mi tego brak, a tu MarcinO wrzuca posta o rekordzie na owej scieżce… Są ścieżki – to prawda – ale tak poprzecinane przejściami dla pieszych ze światłami, że nie da się spokojnie pobiec i tak sobie biec, biec i biec – pięć kilometrów, a potem te same pięć kilometrów biec i biec, i biec… z powrotem.
No i żeby tego zniechęcania było mało, to przez ostatnie kilka już dni męczyła mnie dodatkowo kolka. Choć wydawało mi się na początku, że to mięsień od kiepskiego siedzenia (fotela znaczy się) w pracy. Bolący mięsień i ból w boku od uciskanych jelit. Może być w sumie i to, i to… Dopiero dziś odczułem ulgę na szybszym kilometrze – powoli zaczyna mijać.
Żeby ten marazm pokonać, musiałem powalczyć. Walczyłem długo i zaciekle. Po pół roku sięgnąłem do niedokończonej misji 9 w Settlers 2 (Gold Edition). Dokończyłem misję 9, pokonałem wrogów w ostatniej, finałowej misji 10… i zrobiłem w końcu kilometr w jednym kawałku w 3:03,1. Uffff… tak, to była walka…! no w sumie nie było tak ciężko 😮
Dzienniczkowo: ciągle jest ciepło – dziś w okolicach 12,5 stopnia…!
Cykle, cykle, cykle… czego by nie mówić, jest jakaś powtarzalność w tych okresach super-aktywności i super-niechcenia. Czasem przez pracę, czasem przez matematykę. Ale jakoś tak dziwnie powtarzalnie i zgodnie z porami roku 🙂 Jak to wiele nieznanych szerzej osób powtarzało w ciągu minionych dwóch lat – nasza pamięć jest krótka – jesteśmy głupi i łatwi do manipulowania, bo wiele rzeczy zapominamy szybciej niż nam się wydaje. Więc, jeśli się nie pamięta, co było 5, 10, 15 lat temu… to jak pamiętać podobny okres biegowy sprzed roku…?
A co do samej cykliczności w bieganiu: zima była dobrym otwarciem w krótkich biegach (40, 60, 100 metrów); wiosną było gorzej (depresja wiosenna i Settlersi), lato było okresem różnych rekordów, teraz przyszła depresja jesienna (i Settlersi). A nadchodząca zima zapewne będzie okresem kolejnych rekordów, kiedy już zacznie robić się jaśniej i będzie można rajdować po Zimowej lub Sopockiej po widoku 🙂