Taki wpis musiał się pojawić, inaczej nie byłby to dziennik postępów biegowych. Na ten moment czekałem w zasadzie od wakacji zeszłego roku. A dokładnie od sierpnia 2016. Wtedy, podczas remontu drogi ze Śródborowa do Celestynowa, zamknięty był odcinek Śródborów-Pogorzel. W jednym z wpisów z sierpnia, napisałem o nieoczekiwanym wtedy czasie na 10 kilometrów, który stał się wówczas zapowiedzią nadchodzących szybkich czasów w otwockich biegach (Integracyjnym i na 100 lecie miasta).
W tamtym biegu, gdzie 3 pierwsze kilometry do Pogorzeli wyszły po asfalcie a potem było kulanie się w dół Czerwoną Drogą w kierunku Bazy na Torfach, wyszło mi 44:48 na dziesięć. To był bardzo ważny bieg – od tamtego czasu we łbie kołatało, kiedy uda mi się biegać w okolicach 45 minut na 10 po lesie, tak po prostu treningowo i powtarzalnie. Tylko po lesie, a nie jak wtedy – częściowo po asfalcie. I co najważniejsze – w drugą stronę – pod górkę. Myśl ta, obraz ten, wyobrażenie siebie pędzącego 4:30 po lesie towarzyszył mi od tamtego czasu zawsze. Biegnąc, czy to Czerwoną Drogą, czy ścieżkami, zastanawiałem się, czy dam radę wycisnąć na nich czas w okolicach tych wtedy nieosiągalnych 4:30 na kilometr i utrzymać przez dziesięć…
Kamień milowy
…i nie paść, tylko zrobić to w miarę na luzie. Treningowo właśnie. Udało się i dlatego ten wpis właśnie musiał powstać. Po wczorajszych interwałach nie było żadnego śladu zmęczenia w mięśniach. Wybiegając z osiedla kołatało po głowie, że mógłbym zrobić 10 w okolicach 48 minut. Ot tak, lekko i treningowo. Pierwszy kilometr wszedł słabo – 4:57/km i w nic nie zapowiadało, że pociągnę szybciej. Kolejne dwa poszły jakoś tak szybciej i bez zmęczenia. I wtedy strzeliło do łba, że jeśli utrzymam to tempo do 6 kilometra, to może się udać nawet 46 minut na 10. Dziś biegłem w drugą stronę, a więc Bernardyńska, Hrabiego, potem Anielin i Czerwoną Drogą w stronę Pogorzeli – więc profil trasy to najpierw lekki zbieg aż do szkoły medycznej, i od szkoły pnący się łagodnie w górę aż do samej Pogorzeli (z kilkoma pagórkami po drodze). Utrzymałem tempo i zachowałem trochę sił na finisz. Ostatni kilometr z górki za przejazdem w Pogorzeli wycisnąłem w 4:18/km, ładnie zamykając trening.
Nie do końca był to luźny bieg… :D, ale był świetnym treningiem. I stało się to, na co czekałem te kilka miesięcy – czy piasek, czy błoto, czy podbieg – średnie tempo 4:33 na kilometr. Wyobrażenie biegiem się stało.
Teraz musi jeszcze wystąpić powtarzalność. I mogę wrócić do kolejnych, nadchodzących tygodni Danielsowego treningu 😛