Wspomniane wcześniej mieszanie treningów zacząłem w ciągu zeszłego tygodnia. Mój nowy pomysł na pobicie 40 minut na dychę jest w swojej prostocie całkiem głupi i niegłupi zarazem – biegać w tempie co najwyżej 4 minut na kilometr (a najlepiej ciut poniżej) przez całe dziesięć kilometrów. Proste, nieprawdaż?
Nowe, nowe… przyszło nowe!
Zacząłem więc w zeszłym tygodniu. Według owego genialnego i nowego pomysłu, co tydzień chcę przebiec o kilometr dalej w tempie mniejszym niż 4:01 na kilometr.
Nowe, nowe padło na sobotę – rano wpadłem na Otwock Biega, wieczorem podjechałem na moją trasę do szybkich biegów.
Po długim wybieganiu dzień wcześniej, chciałem zrobić 6 kilometrów w tempie 4:00 lub ciut poniżej. Uznałem, że wcześniejsze 20:01 na pięć się kwalifikuje, aby uznać 5 kilometrów za zrobione. Mój problem to kryzys szóstego kilometra – więc chodziło o psychiczne przełamanie tej bariery. Oczywiście trasą leśną – żwirową i lekko pofałdowaną. No i co już nieoczywiste – wyszło. Na szóstkę utrafiłem 3:58min/km – 23:51 na sześć. Ni mniej, ni więcej oznacza to, że w nadchodzącym tygodniu musi paść w tym tempie 7 kilometrów. Jak nie, to powtórka za tydzień. I tak do skutku. Do dziesięciu kilometrów. Ot, cały plan 😛 Genialny, prawda?
W niedzielę było kolejne wybieganie, tym razem na 20 kilometrów. I niespodziewane tłumy na Czerwonej Drodze. Masa rowerzystów, całkiem sporo biegających. A wśród nich (oczywiście pozdrawiam przy okazji) – Hubert, którego miałem okazję kiedyś poznać na Otwock Biega.
Te dwadzieścia kilometrów dało mi trochę w kość. Trochę, bo wszystko bolało i poważnie myślałem, żeby poniedziałek był dniem wolnym od biegania. Ale wyszło tak, że dzień był jakiś taki nerwowy i miałem ochotę to odreagować biegając. Padło na stadion. Wieczorem.
Gonienie króliczka wokół OKS-u
Pojechaliśmy rodzinką. Ja biegałem, reszta haratała w gałę… Króliczkiem była moja umyślona sobie próba pobiegnięcia szysbko, szybko i jeszcze szybciej na kilometr. Zabawa na stadionie najpierw zaczęła się od rozgrzewki, potem przyszły rytmy na 100 i 200 metrów, coby złapać tempo mniej więcej 18-19 sekund na 100 metrów (a więc docelowe 180-190 sekund na kilometr – 3:00-3:10). Na koniec chciałem zrobić ów wymyślony sobie sprawdzian na kilometr. Biegające w tym czasie dwie dziewczyny poprosiłem o wolny wewnętrzny tor. Biegający na stadionie Hubert sam robił miejsce, usuwając się do środka bieżni.
Endo Pomarańczowy Personal Best…
…dla tych co mają i wiedzą. I dośc kpin z nowości na Endomondo.
No i poszło… Według Garmina 3:00; według stopera jednak było 3:11 i to jest bardziej prawdopodobny PB na 1 kilometr. A prawdę mówiąc, to nieważne, czy było 3:00, 3:05 czy 3:11… to są już czasy z bieżni w czasach mojego klubowego biegania. Szybsze wyciskałem tylko na halach sportowych. 3:11 wskakuje w tabelę progresu, jako nowy PB. A to oznacza tylko jedno – klik we łbie – bo w zasadzie mógłbym już powoli wprowadzać biegi ciągłe na 2,3 lub nawet 4 kilometry po 3:30-3:45…
Ale zaczekam z tym jeszcze trochę, bo…
…zabawa dopiero się zaczyna 😛