Spodobał mi się ten tytuł, choć można go odszyfrować na dwa sposoby. Pierwszy, ten głupszy, oznacza, że mimo założonego celu, jakim jest mój sprawdzający bieg w Siedlcach na koniec sierpnia – niewiele robię. W tym wypadku „małe kroczki” i „niewiele robię” mają oznaczać niewielki kilometraż…
Robiąc codziennie co-nieco, staram się mniej-więcej trzymać Horwillowego planu. A Horwillowy plan oznacza niewielki kilometraż. I tak na przykład ostatnie dwa tygodnie to „zaledwie” 140 kilometrów, a cały lipiec, jak dotychczas, to 185 takich kilometrów. Takiej suszy nie było od grudnia zeszłego roku. I ta susza kilometrowa wcale jakoś mnie nie martwi. Nie może mnie martwić trening, w którym przeplatane mam biegi 2 razy 4 kilometry w tempie na 4’ km, z 4 razy 400m w 1’10”, czy w końcu tłuczone 1500 metrówki (w podziale na 400m/800m/300m na krótkich przerwach).
To pierwsze znaczenie tytułu.
Piwny kilometr
Właściwe znaczenie chowa się za kolejnym nocnym biegiem na 5 kilometrów wokół osiedla. Co jakiś czas bowiem najdzie mnie ochota na nocne bieganie, które zaczyna się słabo – a potem – wbrew sobie – staram się cisnąć… Po ostatnim takim biegu i nieudanym Mińsku przyszedł kolejny taki bieg. W ciszy, w nocy, przy pustych ulicach…
Wprowadzeniem był nietypowy wieczór w środę na OKSie. Zrobiliśmy z Marcinem wspomniane wcześniej 1500 metrówki, a potem zgodnie z innym planem treningowym posiedzieliśmy przy piwach i drinkach. Padły Portery, padły Perły, jakieś drinki z rumem i whisky. Generalnie przepaskudny doping, coby czytające dzieci bohaterów wiedziały, że tak nie wolno, bo FE…
W każdym razie mięśnie trochę przyjęły tego piwa i byłem pewny, że to jakąś burzę przyniesie. Kaca nie było, więc chodziło o inną burzę. A trzeba ten „trening” opisać – to za rok będzie co powspominać 🙂 Lekko ululani zrobiliśmy jeszcze 1 kilometr, w ładnym, luźnym i spokojnym tempie. Garminy chyba też dostały oparami – bo pokazały inny czas…4:04 u mnie i 4:11 u Marcina. Biegliśmy obok siebie… A może nam już palce nie trafiały w przyciski??!
Małymi kroczkami w stronę słońca
Nocne bieganie wokół osiedla. Trzeba wrócić z piwnego kilometra do bohatera wpisu. Po środowych piwach, w czwartek popołudniem mięśnie dostały jeszcze dawkę nalewki na wiśniach i na śliwkach… Dlatego też nocny bieg zaczął się opornie, z lekkim kryzysem na 2 kilometrze. A potem było już tylko szybko, szybciej i najszybciej…
…18:41 na pięć kilometrów. Kolejny „mały kroczek” przed Siedlcami. Jeszcze 12 sekund i będzie plan zrealizowany… Może, może… takie mam ciche pragnienie… może się uda zrobić te 18:30 przed Siedlcami?
Pingback: Minuty cztery – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski