Lipiec. Wakacje. Gorąc. Mało biegania, mało podsumowań, brak tematów… w zeszłym roku było podobnie. Wyjazd na bliskie Mazury miał obfitować w treningi. Nawet codzienne. Nie obfitował. Udało mi się raz podjechać na stadion w Mławie, gdzie zrobiłem horwillowskie dwa razy 4 kilometry, umęczone w 36 stopniach w słońcu. Więc biegowo kicha.
Ale zawsze znajdzie się jakiś temat zastępczy, który potem okazuje się najważniejszym zdarzeniem w roku…
Tym razem zaczęło się niewinnie. Najpierw Staszek w czasie biegania po lesie rzucił, że najszybsze do biegania są czerwone gacie. Oczywiście w połączeniu z czerwonymi butami, bo te, jak wiadomo (z lektury blogów biegowych) są bezkonkurencyjnie najszybsze. Kilka tygodni później Marcin dorzucił do pieca, że dopiero teraz odkrył bieliznę do biegania. I zaczął opowiadać o jej zaletach. Nie będę przytaczać szczegółów, ale chyba w stosunku do bawełnianych gaci jakieś zalety ma… No cóż, głupio przyznać, ja jej jeszcze wtedy nie odkryłem 🙂
Najszybsze są… czerwone gacie
Przy okazji wyjazdu do Decathlonu chciałem tę super bieliznę na miejscu pooglądać. I okazało się, że jest takowa. „Slipy oddychające do biegania”. Wow… to brzmiało. I do tego czerwone. Przypomniały mi się uwagi Staszka, no i oczywiście wiedziałem, że muszę je mieć. A że przy okazji to straszny wydatek… 15 zeta za sztukę… to wróciłem z dwoma parami. No bo jak się jedno czerwone ferrari biegowe popsuje przetrze, to będzie drugie na zapas. No i urzekło mnie te oddychanie slipów… choć trochę się go boję przy okazji…
Jeszcze jeden zakup powiększył moją szufladę biegową. Jak kiedyś nie cierpiałem biegać w krótkich gaciach, znaczy się spodenkach, tak teraz, wraz ze wzrostem prędkości – idę w drugim kierunku. I szukam coraz krótszych i coraz lżejszych, żeby nie przeszkadzały w biegu. Takich, z takim sexy rozcięciem z boku, w jakich biega większość „elyty”… A takie zakupy oznaczają tylko jedno – trzeba je wypróbować w terenie…
…a najwytrzymalsze są różowe buty
Powrót z Mazur miał oznaczać powrót do treningów. Ale nie musiał. Wymusiły go zakupy. Zaczęliśmy stadionowo z Marcinem we wtorek – z trzema powtórzeniami po 2 kilometry w tempie na 4:00. Myślałem, że będzie mi ciężej się rozkulać po tej przerwie… a wyszło nieźle.
W środę wybrałem się do lasu testować spodenki. Chciałem zrobić coś szybkiego, ale nie miałem pomysłu co. Chmury, deszcz i wybór ścieżki w lesie zadecydował za mnie – zrobiłem dwa szybkie jedno- kilometrowe odcinki po 3:21 każdy. Ręce omdlały, ale tego mi w tym roku brakowało 🙂
W czwartek rano polazłem na trasę horwillowskich czwórek. To miał być test tych super szybkich decathlonowych slipów oddychających. Biegło się dobrze, tak jak Marcin reklamował. I sprawdzają się lepiej od bawełnianych gaci… Dwa razy 4 kilometry weszło w zakładanym czasie pomiędzy 30 a 33 minut. Przy okazji moje wysłużone różowo-niebieskie Pumy Burst przekroczyły według Garmin Connect 2 tysiące kilometrów. I nie odczuwam w nich żadnego dyskomfortu. Są poprzecierane, poprzecinane, miejscami porwane ale nie przeszkadza to w biegu i nie bolą stopy. Pianka też nie wygląda na zbytnio ubitą. Czarne Bursty spisywały się gorzej… choć też wytrzymały sporo.
Kolor robi swoje? Zdecydowanie tak. I niech powstanie nowy mit – czerwone buty i gacie dają +10 do prędkości, a różowe buty +10 do wytrzymałości 🙂
* * * * *
Edit wieczorem tego samego dnia: dziś, po dłuuuuugim czasie udało mi się poprawić czas na 400 metrów, na OKS-owym super tartanie (uwaga dla niemiejscowych – ubity czarny błotny szlam z drobnymi kamyczkami, jak żużel…). W serii 4×400 metrów pobiłem dotychczasowy – 1’6″ na nowy, lepszy o sekundę – 1’5″ (65.13). To na pewno zasługa czerwonych gaci, które miałem na sobie…! 🙂
Wbrew pozorom temat bielizny jest ważny. Szczególnie zimą warto pomyśleć o cieplejszych gaciach nawet jeśli nie są czerwone. Z doświadczenia powiem, że olalem temat biegając w mrozie w cienkiej bieliźnie, co skończyło się wizytą u proktologa. Przeziębiony gruczoł prostaty i problemy z oddawaniem moczu jak u 90-letniego starca. Seria antybiotyków naszczęście pozwoliła wrócić do formy.