Parę rzeczy znowu się wydarzyło… i to bez udziału UFO i innych nadprzyrodzonych mocy, ale przy czynnym udziale czynnika ludzkiego…
Dominika może już prowadzić inwigilację trenerską na GC, bo ma Garmina. To raz.
Po ostatnich wariactwach na sali, gdzie pracowaliśmy nad techniką przy użyciu dużej ilości płotków nadwyrężyłem kolana, oba. Kolejny trening musieliśmy przerwać, bo zaczęły siadać do tego stopnia, że przy szybkich biegach kolana uciekały z bólu do środka. Przeszliśmy na salę, gdzie dostałem parę ćwiczeń na rozciąganie i ćwiczenia, które mają naprawić problem… w ciągu… no właśnie. Mam nadzieję, że nie kilku tygodni, a raczej kilkunastu dni… Na razie mija drugi tydzień oszczędzania się. To dwa.
Lekkoatleci z Otwocka
Teraz trzy. Zamieszanie wokół składek dla grupy dziecięcej – ponoć należącej do sekcji lekkiej atletyki OKS-u, hucznie zwącego się Otwockim Klubem Sportowym (co jest, jak się okazało grubą przesadą – bo klub nie jest miejskim klubem, tylko prywatnym stowarzyszeniem, które jak mi się wydaje jest mocno skonfliktowane z miastem) zaowocuje chyba odejściem trenerek z OKS-u. Ma to swoje „plusy dodatnie” i „plusy ujemne”. Nie wchodząc w szczegóły, jeśli dziewczyny zorganizują własne stowarzyszenie i zostaną wciągnięte na listę PZLA… to będę mieć licencję.
Prezes i spółka
Jak na spotkaniu zauważył prezesunio, stadion jest własnością stowarzyszenia i w zasadzie powinno się wyrzucać/nie wpuszczać ludzi na tak zwaną bieżnię… ale wpuszczają, bo nie mają możliwości kontrolowania wejść. Co na to powiedzieć? Polska w pigułce <ROTFL>.
Zostanie tylko las… póki jeszcze jest. I nie znajdzie się kolejny Szyszko.
Podsumowując – na razie mam krótką przerwę rehabilitacyjno-regeneracyjną. Po której pewnie kiedyś – może nawet niedługo – nastąpi powrót do treningu.