Odczarowana

      Brak komentarzy do Odczarowana

Są takie dziwne chwile w życiu… że sięgasz po książkę, której nie mogłeś/aś zacząć czytać kilka razy z rzędu na przestrzeni lat. A potem nagle następuje >>klik<< i książka wchodzi. Szybko. I chcesz kontynuacji.

Tak po latach wszedł mi Terry Pratchett. Zaledwie miesiąc i już na biegu jest piąta część. I chyba na pewno będę chciał kupić kolejne części. Czy to Rincewind, czy to Mort – nie ma znaczenia. Lekkie i prawie tak przyjemne, jak Johna Morressy’ego cykl o Kedrigernie. A i Marcinowi za pamięci obiecałem pożyczyć Danielsa. Tego od biegania, bo butelek z imieniem owego chwilowo w domu nie mam.

A poważnie i o bieganiu: zaczęliśmy z Marcinem snuć plany o atestowanym Skaryszaku na jesień tego roku (Parkrun). W sumie wyciągnął mnie i wciągnął w bieganie mil na Hrabiego. Na szutrówce, o której dziś powiedział, że udało mi się ją odczarować. Po Praczetowemu – Hrabiego rozpaliła się oktaryną i mnogością sarnowatych, które nam kibicują i nie zawsze uciekają.

Mamy za sobą dwie sesje z milami (3*mila oraz 2*mila), w czasie których Marcin dwa razy łamał PB. Dla mnie te sesje są niesamowitym wprowadzeniem do robienia wydolności pod pięć (kilometrów). Mile biegane w tempie 3:40 na kilometr powoli zbliżają czas, gdy ruszę na piątki. Ale najpierw czekają mnie szybkie mile robione samotnie, w moich własnych sesjach, również na Hrabiego. Dziś poczułem, że jestem znowu gotowy aby zacząć bieganie 2-3 kilometrów po 3:30 na kilometr. Zapewne wkrótce będę się chciał z tym zmierzyć 😛

W międzyczasie znalazłem krótki odcinek na 200 metrów na ścieżce w pobliżu Łysej Góry, na taaaaaaakim spadku, z piaskiem, korzeniami, i tym podobnym, o co w lesie na ziemi można się zakopnąć. Na odmierzonym odcinku 100 metrów na ręcznym pomiarze wpadło mi 12,0. W ten sposób wpadł jak na razie najszybszy bieg na 100 metrów w tym roku. Miało to być bieganie z FreeLapem, ale nie wziąłem telefonu i zabawy nie było. Następnym razem już będzie.

Okres marazmu po-przeprowadzkowego został zakończony. Wraca rutyna. I wraca kilometraż. Kwiecień, na tydzień przed jego końcem ma już wyrównany przebieg z pracowitego stycznia tego roku, w całości robionego jeszcze w Gdyni.

Powoli, w bólu, w walce z niechceniem, wraca to, co powinno wrócić 🙂

PS. Zdjęcia, JAK ZWYKLE, Marcina. Dik moc!

Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *