To miała być niespodzianka – pościgać się lokalnie, bo w tym roku nie wyszło z Wąskotorówką (zamiast w kwietniu, odbędzie się w czerwcu), nie staruję też w Karczewskim MPK. No to za namową Marcina P. się zapisałem.
Oczekiwałem bowiem biegu asfaltowo-szutrowego, na którym chciałem potrenować coś szybszego – bo bieg miał być na 3 kilometry. Wkurzało mnie tylko, że nigdzie nie było trasy – ani na stronie biegu na FB, ani na stronie www organizatora, ani odnośników na gepard.eu, który robił pomiar czasu. Przygotowany, wypoczęty, wysikany pojechałem z Arkiem na start.
Otwocka Liga Biegowa
A tu jebut! Pierwsza wiadomość to zmiana trasy. Opłacamy start i zonk – mamy się określić czy biegniemy na 4 kilometry z kawałkiem, czy na 6 kilometrów z jakimś kawałkiem… Sporo ludzi przepisało się na krótszy, bo liczyło na wcześniej podawaną trasę około 5,3km. Już był wkurw, no ale jeszcze do zniesienia. Z Arkiem w ramach rozgrzewki polecieliśmy całą trasę na 6300 metrów. Oznakowanie było nawet widoczne przy truchcie w okolicach 5 minut na kilometr. To podkreślę, bo niestety później, na większej prędkości, trzeba się już było domyślać, gdzie jest trasa.
Na ile jest ten bieg?
Startowaliśmy razem, bo nie było nas jakoś strasznie dużo. Biegnący na czwórkę z przodu, biegnący szóstkę – z drugiej linii. Za nimi jeszcze kijkarze. Szybki start, pierwsze kilkaset metrów, strzałka w prawo. Ładnie. Piknął kilometr, piknął drugi – kawałek za rozjazdem tras na „3” i „5” i nagle zorientowałem się, że nie było ostrego zbiegu po korzeniach. A który był na rozgrzewce. Czyli już coś przegapiłem. I skróciłem trasę. Czemu tam nie było sędziego, skoro na mecie stało ich wolnych troje?
7:29 po dwóch kilometrach. W tym tempie będąc skupionym na drodze, żeby nie wyryć – jakąś kokardkę z taśmy przegapiłem.
Potem prosty odcinek i sędzia. A czterysta metrów za sędzią – rozjazd ścieżek – jedna w prawo, jedna w lewo… i zero oznaczeń. Pobiegłem w prawo, bo kawałek w krzakach mignęła mi jakaś taśma. Po trzystu metrach wiedziałem już, że biegnę dłuższą trasą – bo ją rozpoznałem z wcześniejszej rozgrzewki. Zawróciłem i galopem w drugą stronę. Reszta trasy do końca była żartem – zakładałem, że biegnę dobrze. Patrzyłem na kokardki z taśmy i leciałem odcinkiem, który pamiętałem z rozgrzewki. Na metę wpadłem z czasem 19:00 na równe 5 kilometrów. Niezupełnie o taki bieg i taki trening w ramach OLB mi chodziło…
Po co był ten bieg?!
Reasumując – sporo luda się pomyliło i zgubiło trasę. To wywołało protesty i organizator uznał, że bieg nie będzie klasyfikowany. Nie będzie „marchewki”, czyli medali. Szkoda, bo byli tacy, którzy powinni je dostać za sam udział skoro podjęliście decyzję o braku klasyfikacji (myślę o startujących z niepełnosprawnościami, bo to dla nich ważniejsze niż sam czas).
Ja uznałem, że już się nie dam namówić na OLB. Nie przekonuje mnie nawet informacja, że za darmo mogę startować w drugim biegu cyklu. Nie dotrzymaliście zasad swojego własnego regulaminu, to może trzeba by było wziąć to na klatę i oddać kasę? Cztery dychy za cross, ze zmianą zasad w dniu biegu, z dziadowskim oznaczeniem trasy, z kiepskim podejściem do zawodników – piszę jeszcze raz o tych z niesprawnościami – zdecydowanie dyskwalifikuje i organizatora, i sędziów, i prowadzących imprezę.