Pięćdziesiąt i pięć

      Brak komentarzy do Pięćdziesiąt i pięć

Powroty z kolonii, trochę zamieszania w domu, trochę odpoczynku, parę treningów, odwiedziny szpitala na Batorego… To nie były nudne dwa tygodnie…

A i treningowo też nie wiało nudą. Dominika rozpisała mi treningi na kolejne dni między naszymi treningami. Więc miałem co robić. I polubiłem ten stan permanentnego zmęczenia. I coraz bardziej lubię te uczucie, gdy zaczynam trening, pamiętając, że najgorsze treningi już przerabialiśmy, a tu wpada kolejny. Po którym padam nie myśląć, że to żużel na OKSie. I muszę sobie poleżeć… odpocząć… złapać oddech… A bieg był na 100 metrów 😛

Nukleonikowa bieżnia

Przerabiamy zatem najróżniejsze kombinacje krótkich biegów. Czasem Dominika mówi, że odczuję – a ja nie odczuwam. Ani bólu, ani naciągnięć. I wpada 7.50 na 60 metrów i parę biegów później (z wysokiego startu) 12.44 na 100 metrów. I rozwala mnie stan, kiedy w czasie biegu nie muszę już tak walczyć z rękami. Które w końcu nabierają siły. Biegi pompkowe to jest to 🙂

Oprócz ostatnich małych zaskoczeń (powyższe 60 i 100 metrów), zaskoczyły mnie otwarte boiska przy szkołach w Otwocku. I odwiedziłem oprócz Nukleonika też SP5 z jej 160 metrową bieżnią. Tam to dopiero jest siła odśrodkowa przy szybkim sprincie…

WH 40K

No i tradycyjnie NAJCIĘŻSZY trening dotychczas (czyli od połowy czerwca) wpadł nam dziś. Już sam początek był zaskakująco luźny, ale i szybki na długich przerwach (200 i 150 metrówki). Na koniec przyszedł WarHammer $%#^&!! – czyli 4 razy 100 metrów na przerwie 30 sekundowej, którą Dominika wydłużyła mi na ostatnim powtórzeniu do 45 sekund… Jak już padłem i leżąc na żużlu musiałem łapać powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg, Dominika stwierdziła, że zaraz policzy. Z zamroczenia nie wiedziałem co, ale wyliczyła. 4*100 metrów zrobiłem w 55.60 sekundy… Co prawda w kawałkach, ale… zsumowane daje lepszy wynik niż moja życiówka…

Pięćdziesiąt pięć.. i WH 40K

Taaaaaaaaa. Jak to twierdzą ważniacy od treningu sprinterskiego – trzeba się nastawić mentalnie, bo to aż połowa sukcesu.

I oczywiście na koniec najważniejsze wydarzenie ostatnich dwóch tygodni. Szymek wrócił zadowolony z kolonii tak bardzo, że również wspomniany powyżej WarHammer to nie przypadek. Po karciankach zaczynamy odkrywać to, co ominęło mnie w przeszłości… 🙂

Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *