Wspomniany w poprzednim wpisie „całkiem trudny” rok jest już przeszłością. Zima trochę osłabła, potem trochę zrobiła się mokra, teraz znowu jest zimowa (dziś rano -11.5°C). Ostatni miesiąc był zimowym letargiem. Zbyt dużo się działo i pod koniec, i na początku tego nowego roku.
Wspomniałem, że może przyda się jakieś podsumowanie. Nie, nie przyda się. To był całkiem trudny rok – przeprowadzka pod koniec lutego, ponowna zmiana szkoły Szymka, moja zmiana pracy we wrześniu, moje październikowe wpadki piernikowe, w końcu wybuch ósemki – to wszystko odbiło się na treningu bardzo, na bieganiu jeszcze bardziej, na modelarstwie najbardziej. Jedynym plusem wartym odnotowania była nadspodziewanie duża liczba pochłoniętych książek. I również spore ich zakupy – głownie pod kątem książek z Zajdlami lub ich nominacjami.
Mimo tego wszystkiego powyżej – biegowo rok nie był stracony. Był nawet lepszy niż mogłyby to wynikać z ilości i jakości treningów. Utrzymane na Hrabiowym szutrze sto metrów w poniżej 12 sekund, 55.20 na 400 metrów, kilka dobrych kilometrówek poniżej 3 minut, powrót do piątki z czasem 19:18, w końcu dłuuuuugaśny 10 kilometrowy bieg z Marcinem w 45:16 (tempo 4:15 na kilometr), który to bieg jest moim najdłuższym biegiem w stałym, około czterominutowym tempie od niepamiętnych czasów. No może i pamiętnych, ale nie chce mi się szukać… Jest zima, a ja w lekkim obudzeniu ze snu zimowego nie wiem gdzie, nie wiem jak i nie wiem po co miałbym tego szukać 😛
A nowy rok? Zaczął się fantastycznie – inaczej niż zwykle. Żadnego biegania, żadnej pogoni za garminowymi noworocznymi odznakami, żadnych planów. Zaczął się też bardzie budująco niż zeszły – piernikowe zbiory, postępy w opanowywaniu VBA, rozpoczęcie kolejnej szkoły, samodzielna przebudowa „spiżarki”, przebudowa kuchni z pomocą zewnętrzną oraz godziny spędzone w piwnicy… Nic tylko nie biegać. I tak też było – dwie przerwy po 10 dni wolnego od biegania…
A biegowo – krótko – plan pod pięć kilometrów jest w mocy na ten rok, z jednym ważnym podkreśleniem – krótkie, krótkie w międzyczasie, żeby podtrzymać i zachować prędkość. Tyle aż lub aż tyle.
A tu fotki z ganiania po lesie po tym, jak coś mnie wybudziło z drzemki zimowej i pogoniło w las:

