Dzień wolnego po Maratonie Podhalańskim spędziłem przytulony ponownie do książki Danielsa. Końcówka trasy, która sama ustawiła się do bicia rekordów i same rekordy (wspomniane tu), dały bodziec do korekty czasów treningowych. Z drugiej jednak strony rozpoczynając ten tydzień treningowy bałem się, czy dam radę po wysiłku, jakim był maraton, zrobić w nowych czasach zadane trzy sesje specjalistyczne.
Tydzień 14 planu
Pierwszy niepokój rozwiałem już we wtorek, kiedy wypadły mi interwały. Według planu było to pięć powtórzeń po kilometrze w nowym tempie 3:48/km (VDOT=52). Słońce prażyło dając około 20 stopni, ale też zabrałem ze sobą więcej płynów i krótkie spodenki. Bez większego trudu zrobiłem 5 powtórzeń, a że nie chciało mi się tuptać do bidonu i ubrań kilometra, toteż spokojnie zrobiłem i szóste powtórzenie. Spokojnie i bez większego trudu oznaczało stale spadające tempo:
3:28 | 3:33 | 3:35 | 3:41 | 3:42 | 3:43
Po spokojnym biegu w środę, w czwartek wypadł bieg progowy – 40 minut w ciągu tempem progowym + 8 sekund na kilometr. Tu było gorzej – musiałem przedzielić progówkę na dwie części z 2 minutowym odpoczynkiem. W piątek leśne rozbieganie dało 20 kilometrów, ale mimo tego nie czułem zadowolenia. W trakcie biegu postanowiłem, że spróbuję zrobić 2 dwudziestki tego dnia (stare postanowienie z zeszłego roku). Nie udało się – wyszło zmęczenie po maratonie. O rytmach nie wspominam – bo to już dość łatwa część i rutynowa 🙂
Tydzień 15 planu
Kolejny tydzień przyniósł interwały na stadionie, które w zasadzie były dość nudne. W tym samym czasie na OKSie trenowała grupa Lekkoatleci z Otwocka. I w czasie klepania interwałów i oglądania ich ćwiczeń i biegów, nudę rozwiała mała trąba powietrzna. Dość krótka, gwałtowna i widowiskowa.
Trening, który wypadł mi dziś, w czwartek, był jednym z najcięższych dotychczas. Założenia mówiły, że zrobić mam 3 do 5 powtórzeń po 10-12 minut biegu progowego z 2 minutowym odpoczynkiem pomiędzy powtórzeniami. W miejscu, gdzie rzuciłem w cieniu bidony z piciem, wypadało po nawrocie 2,5 kilometra, więc nastawiłem się na 5 powtórzeń po 10 minut. Pierwsza i druga 10-cio minutówka wyszła bardzo dobrze i w miarę lekko (czasy ~4:02 do 4:06 na kilometr). Trzecia była oporna, ale czasy wyszły według zakładanego tempa progowego – 4:07min/km. I tu zaczął się problem – musiałem zrobić 3 minutową przerwę a sam bieg był już cięższy – poprzez 4:15 – 4:19 do 4:13 na ostatnim odcinku. Mimo walki nie udało się przełamać betonu w mięśniach. Łącznie z 47 minut treningu 7 przypadło na odpoczynek i 40 na niecałe 10 kilometrów (bo trochę metrów dobiłem jednak chodząc w przerwach).
Pomimo skrócenia to był ciężki trening – łącznie w tempie okołoprogowym przeleciałem wspomniane niecałe 10 kilometrów.
A następny wpis pewnie wleci po niedzielnym biegu w Mińsku Mazowieckim, gdzie będę robił czas wyjściowy na 5 kilometrów w III Mazowieckiej Piątce (biegu wchodzącego w skład biegów Traktu Brzeskiego). Czas, który zrobię pokaże, czy coś drgnęło na 5 kilometrów… i przy okazji będzie do bicia na jesień.
300 (słownie czysta :P)
I na koniec jeszcze jedna ciekawostka – nie wysilając się i nie goniąc specjalnie za kilometrami, maj (który jeszcze ma 6 dni) już wskoczył na 300 kilometrów. Takiego kilometrażu nie zaliczyłem w żadnym miesiącu od kiedy w 2012 roku zacząłem biegać. Zdaję sobie sprawę, że to też przez maraton, ale jednak… jest radocha!