Przerwa w bieganiu fachowo nazywa się roztrenowaniem. To taki czas, kiedy można trochę odpocząć i zacząć trening na nowy sezon. Niefachowo taka przerwa nazywa się leniem, albo super-leniem. Oczywiście też się odpoczywa. I oczywiście – nie ma mowy o żadnych przygotowaniach do czegokolwiek.
Po tym krótkim wstępie muszę przyznać, że moje roztrenowanie coś się przeciągało. Część powodów oczywiście miała nawet na to realny wpływ, a powody te mnożyły się same, jak wściekłe gremliny i coraz bardziej wydłużały przerwę. Od września….
Ale usłyszałem zew. Zew z dużych liter. ZEW. Żartuję, choć trochę w tym prawdy. Pierwszego lutego lenistwo mnie zmęczyło i poczułem, że z początkiem lutego czas skończyć obiecywanie sobie, że coś tam zrobię, tylko założyć buty i wystartować. Wpadło siłowe FTC – także z zapomnianym skokiem w dal…
Później tego samego dnia bieganie na stadionie z Marcinem i Arkiem. Dwa razy w ciągu dnia. W końcu. Potem znów przerwa – tym razem przez pogodę – miała być Agrykola. Przeszkodził wiatr i deszcz. Powtórzę, co już kiedyś napisałem – kiepskiej baletnicy byle co przeszkodzi… więc przeszkodziło.
Nie wszystko jednak stracone, bo i nowy rok idzie – oczywiście ten nowy rok według naszej pogańskiej, tutejszej kultury. Skoro obecnie panujący przegapiłem z postanowieniami – trza znajść inszy…
Skusiłem się na sprawdzenie tego, co mi Waldek podpowiedział i mam plan od zera do stu pompek. Ciężki. Ale czy wykonalny? Się zobaczy.
Z nowym rokiem nadeszła też szkoła – to znowu (po FotoEdukacji – z której już chyba nie zostało nic) nowy etap – mam nadzieję – w życiu. A przy okazji zajęcia są przy stadionie w Mińsku Mazowieckim. Głupio by było nie skorzystać jak już tam jestem 🙂
Więc – żeby ten nowy rok był!
Pracowitszy, bardziej z planem, bliżej celu 🙂
I w sumie to nie przeszkadza w ogóle, że to rok smoka – a przypomniał o tym ten Garminowy, co przypadkiem wpadł i zrobił mnie na kolor fioletowy z poziomem piątym. Skoro mamy tyle zapożyczeń, niech i rok Smok się wygryzie w tę wiosnę.