Sezon burz

      1 komentarz do Sezon burz

Tego dnia mieliśmy zrobić… nawet nie pamiętam co… Zrobiłem 5 szybkich setek, żeby rozgrzać mięśnie i czekałem na OKS-ie na Marcina. Marcin dotarł, a za nim… burza. Nie było szans na pozostanie na bieżni – ołowiane niebo, momentalna ulewa. Ratowaliśmy się przed zmoknięciem pod zadaszeniem nad wejściem do budynku OKS-u. Coraz bardziej zacinało i zdecydowałem się na bieg do auta, stojącego może ze 20 metrów dalej na parkingu. Wysypanego żwirem. Oglądaliście wyścigi na żużlu, jak zawodnicy wywracając się idą ślizgiem w bandę? Tylko że ja byłem w krótkich gaciach… i szedłem w pięknym ślizgu. Podniosłem się i wpadliśmy do auta. Z kolana leciała krew – z dwóch-trzech większych dziur ciemniejsza i wielu-wielu mniejszych otarć jaśniejsza, zmieszana z deszczem. Nie było szans na bieganie.

To było tydzień temu.

Nie wiedziałem, czy będę mógł biegać. Odkażanie propolisem, okłady z liści aloesa na noc, po nich liście kapusty w ciągu dnia, na koniec maść żywokostowa. Medycyna naturalna dała naturalnie radę – choć następnego dnia miałem stresa jak cholera. Biegaliśmy z Marcinem na Hrabiego czterysetki pod jego tempa – chciałem sprawdzić, czy w kolanie nic nie boli. Nie bolało. Cztery razy pobiegliśmy w okolicach minuty dziewięć-osiem.

W niedzielę, już po wspólnym bieganiu z Run Otwock, Monika podpytywała, kiedy będzie dzienniczkowy wpis o wypadku na żwirze… Jak wytłumaczyć to, że wypadek – super!! – bo jest news… ale nie może być wpisu bez dobrego tytułu. Nomen-omen byłem wtedy w trakcie czytania „Sezonu Burz” Sapkowskiego. Kiedy doszedłem do burzy w Kerack, już to miałem. Mój sezon burz zaczął się na OKS-ie. Zniszczył nabrzeże, ale nie statek na którym siedziałem.

To był burzliwy tydzień, a sezon burz dopiero się zaczął. Mój pierwszy bieg starą-nową trasą wokół „osiedla”, w którym złamałem 20 minut (19:39) – po raz pierwszy od – …sam nie wiem ilu lat. Oraz kolejny, dokładnie po tygodniu na 19:18… czas o równą minutę gorszy od rekordu na piątkę. Lało od rana i wiedziałem, że to pogoda na piątkę jaką lubię. I od razu przed oczami widzę pogodę z tego biegu w Gdyni… jakby nie było jednego z najlepszejszych. Grzmi.

Burzowy front przyniósł też inne zmiany. Po tułaczce, gdzieś tam daleko na wybrzeżu, po powrocie do Kaer Morhen Otwocka, rośnie moc na średnich. Sinusoida idzie z szybkich na średnie. Pewnie za jakiś czas znowu zawróci. Jak wszystkie sinusoidy. Burza też nadeszła w strefie zawodowej, choć oczekiwana od jakiegoś czasu, bo ciężkie chmury zbierały się od dłuższego czasu. Dziś – przed zrobieniem owych dziewiętnastu minut z kawałkiem na piątkę, złożyłem wypowiedzenie w dotychczasowej pracy. Jak tytułowy bohater autora wyżej wspomnianego, wracam na stare śmieci do metropolii, podobnej do Novigradu 🙂

Coś się kończy, coś się zaczyna… jako rzecze Zara… Sapkowski.

Wiem, wiem. Dużo tego Sapkowskiego i innych wiedźmaków. To przypadek, jak wszystkie przypadki, a więc nie przypadek 😛 Lektura Sapkowskiego zbiegła się z powiększającą się kolekcją książek, które były nominowane lub zdobyły Zajdle. Tak sobie wymyśliłem, że je skompletuję. W zeszłym roku rodzinnie piłowaliśmy (czyt. czytaliśmy) wszystko, co wyszło spod pióra Zajdla. W tym roku – zacząłem uzupełniać to, co znalazło się w nominacjach. Po kilku latach odswieżyłem Grzędowicza i Sapkowskiego. Wszystkie książki zyskały. A może dopiero zacząłem je rozumieć??!!
Hmmmm….

Co następne? Piłowanie piątek i Huberath. Marek S. Oba wspomniane przedsięwzięcia to trudne przedsięwzięcia…

Podsumowując, łza się kręci… opracowałem lekki plan według Horwilla pod piątkę. Dla Marcina. A przy okazji dla siebie. Dla Marcina to kolejny biegowy etap – idziemy na 19 minut na pięć i 3 minuty na kilometr. Dla mnie – lekka podróż sentymentalna 😛

I cholernie ciężki ten sentymentalny trening, jeśli na to spojrzeć obiektywnie…

Archiwa

1 thought on “Sezon burz

  1. Pingback: Minuty cztery – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *