Żeby nie było: wpis można zacząć od błędu gramatycznego – to raz; książkę czytałem do pierwszej w nocy – to dwa. Byłem niedospany, podminowany (wiadomo – przedstartowa sraczka) i ochlałem się isosatru. I to tak bardzo, że wyjeżdżając z Otwocka z częścią domowych fanów i Marcinem, cały czas miałem pełen pęcherz…
Założenia kontra Rzeczywistość
Tydzień wcześniej udowodniłem sobie w czasie Parkrunu w Gdyni, że 18:30 na piątkę jest już w moim zasięgu. I już wtedy zakładałem, że nic więcej w tym roku nie muszę sobie udowadniać. Choć po cichu liczyłem, że zbliżę się do tego czasu z Gdyni (tym bardziej, że już wcześniej były zapowiedzi zmiany pogody…). W ciągu tygodnia, podczas treningu na OKS-ie strzeliło mi chyba jakieś włókno mięśniowe, bo bolało. Okłady z lodu, rolka i masaż doprowadziły udo do stanu używalności. Testy na stadionie pokazały, że bez bólu mogę biec w tempie 3:40-3:45 na kilometr. Więc – oczekiwań chwilowo nie miałem.
W Siedlcach, w ramach rozgrzewki, potruchtaliśmy z Marcinem ze dwa razy do samochodu. Okupowałem podniebne WC ze trzy razy. Dopiero wtedy poczułem się lżej. Lekko nerwowy polazłem na start.
A tu pierdut! Z mojej lewej strony odezwał się do mnie ktoś z koszulką Yulo Run Teamu z Siedlec. Pyta się, czy go poznaję. Nie bardzo poznawałem, ale skojarzyłem, że to może być biegacz z Siedlec poznany na Parkrunie w Gdyni. No i się zgadaliśmy. No i mówi mi na koniec, tuż przed startem, że czołówki biegających z M40 nie ma, bo biegli wcześniej tego samego dnia półmaraton do klasyfikacji GP Traktu Brzeskiego. I, że jeśli uwinę się w czasie podobnym do Gdyni, to mogę mieć miejsce na pudle w kategorii wiekowej. Powątpiewałem. Ale podjarałem się. Uchhhhhh, a jakże…
Tratuj Forest, tratuj
Wystartowaliśmy. Przepychanki na starcie, przepychanki na pierwszych stu metrach. Gość z dzieckiem w wózku biegowym, startujący z pierwszej linii z harpagonami na 15-16 minut…Gepardy na 30 minut zaraz obok niego… Tratowanie, gdy ktoś przed tobą szybko uskakiwał, omijając geparda lub… wózek z dzieckiem… Szkoda gadać…
Po przepychankach i tradycyjnym slalomie uspokoiło się koło czterechsetnego metra. Pod wiatr, pod górkę. Potem z górki próbowałem trzymać tempo, ale mięśnie lekko się podsmażyły pierwszym kilometrem. Potem znowu łagodne wzniesienie i tempo mi poleciało do 3:45/km. A że jeszcze miałem wolę walki, to przetrwałem na spadającym tempie kolejny kilometr. Dokładnie na 4 kilometrze był wodopój – inni brali kubki, łyk i fruuuu – kubek leciał w bok. Ja się zatrzymałem. Musiałem. Wypiłem na spokojnie i ruszyłem znowu. W oddali było już widać koniec podbiegu; a za nim – co wiedziałem, zaczynał się już zbieg do mety. Dotrwałem do niej. Rozkulałem się jeszcze na koniec i przełamawszy kryzys pobiegłem… szybciej całość niż Parkrun w Gdyni.
Siedleckie saksy
Na mecie musiałem odpocząć. Nie interesował mnie wynik. Wpadając na metę mignęła mi tablica pomiarowa z czasem 18:15… Garmin pokazał 18:18. Oficjalny czas sms-em kilka minut później pokazał 18:17. Mogło więc być i 18:15, ale załapałem się na czas brutto. Ups, ale to atest i pierwsze 50 miejsc liczone brutto…
Nowy PB, SB i co tam jeszcze… no taaaaak – 3 miejsce w M40. A 37 w generalnej. Leszek z Yulo miał rację. Załapałem się pod nieobecność siedleckiej czołówki w M40. Dogrzewając się w samochodzie (temperatura spadła do 14 stopni) szybko sprawdziliśmy regulamin, czy mamy zostawać, czy nie. Musieliśmy – załapałem się na podium w kategorii wiekowej. Na puchar pamiątkowy. I na całkiem realną, moją pierwszą nagrodę pieniężną! 50 PLN 🙂
Założyć lokatę, wrzucić do świnki… czy wydać na whisky – oto jest PIERWSZE pytanie 😛
Otwock po-BIEGA-ł
Marcin otarł się o próg dwudziestu minut – 20:10. Brakło tyci, tyci. Renia PB, SB i pewnie coś jeszcze 🙂
I w zasadzie ten bieg oznacza koniec treningu Horwilla na wydolność. Powrót do stadionowego biegania – i jak wspomniałem wcześniej – czeka mnie jeszcze test na bieżni na 800 i 1000 metrów. I dopiero wtedy będę mógł zamknąć sezon i zastanowić się , co dalej… 🙂
A z innych podsumowań – 4 razy w sierpniu pokonałem barierę 18:59 minut na 5 kilometrów. Ale coś za coś – duuuuuużo mniej biegam (w rozumieniu wyczłapanych kilometrów). Sierpień powoli się kończy, a kilometraż osiągnął kosmiczne 120 kilometrów… I dlatego –
Prędkość, czy objętość? Oto jest DRUGIE pytanie!??
PeeSy… bo tyle ich!
No i postscriptum. Koszulki nie zareklamuję i nie zwrócę. Choć nie miałem jej na sobie w czasie biegu, a w plecaku, to i tak dała +5% do szybkości. Albo… tylko tak mi się wydaje 🙂
I jeszcze PS 2, w poniedziałek, 27.08.2018. GPTB opublikowało wyniki zbiorcze – Grand Prix Traktu Brzeskiego w sezonie 18 ukończyłem na 14. miejscu w klasyfikacji mężczyzn OPEN i na 4. w klasyfikacji mężczyzn w kategorii M40. Howgh!
A po tygodniu jeszcze PS 3: biuro Biegu Jacka poinformowało mnie 4 września, że zdobyłem jeszcze jedną nagrodę – tym razem za 3. miejsce w kategorii M40 za cały cykl GPTB. No normalnie… prawdziwe saksy. I jak to powtórzyć za rok? No jak?
No pięknie, szczere gratulacje czasu i oczywiście kosmicznego zarobku – przelej na wysoki procent 😉 Co do ostatniego pytania, to chyba trzeba odnaleźć swoją optymalną objętość przy której człowiek czuje się najlepiej. Czy coś 🙂
Dziękuję za dobrą radę szybki człowieku 🙂 przeleję na bardzo wysoki procent… tak na oko ze 40%…
Pingback: Sezon burz – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski