Robi się zimniej i z tego powodu trochę zmieniają się treningi. Ale – nadal według określonego planu. Największy niepokój odczułem na przełomie października i listopada, kiedy to miałem wolne od biegania dwa razy po cztery dni. Wydawało mi się to wiecznością, ale była to zaledwie niewielka chandra jesienna. Jak tylko okazało się, że jest szansa na sprzęt z Czech – i w dodatku taniej niż z USA/UK, od razu nabrałem ponownej chęci do treningów. I odpoczynek posezonowy się zakończył.
Szybko…
W międzyczasie zrobiliśmy z Marcinem dwa bardzo specyficzne szybkościowe treningi – jeden na 300 metrów w Starej Wsi. Wyszły ładne czasy, jak na szuter – dwa razy 41 z niewielkim okładem, i jeden słabszy na koniec. W zasadzie był to kolejny trening, gdzie pobiegłem na szutrze w czasie podobnym do czasu na tartanie. Drugi trening to polecane przez Hollera i Thomasa na zimne dni 20 razy 100 metrów. Ideą treningu jest spokojne (jakieś 80% maksymalnej prędkości), ale szybkie pokonanie 100 metrów i odpoczynek przez resztę czasu do pełnej minuty, a potem – kolejne sto metrów i odpoczynek. Więc – jeśli kulnie się setkę w 15 sekund – na odpoczynek jest 45 sekund… Proste. I nie do zrobienia. Podszedłem do tego z hurrrrra optymizmem, a skończyło się na 11 powtórzeniach. Obaj z Marcinem mieliśmy dość. Utrudnieniem była krótka bieżnia na SP5, która ma 160 metrów… więc prostej było około 50 metrów, a kolejne 50 metrów na cholernie ciasnych łukach. Moje setki wyszły w granicach 15,7 – 16,7, Marcina – 19,7-20,3. Nieźle, jak na tak ciasną bieżnię. Zanim dojdziemy do 20 powtórzeń, minie chyba trochę czasu…
…i siłowo
I teraz o tytułowym skoku/wieloskoku w listopad…
Najciekawszą zabawą/treningiem jest Hollerowy X-Factor. Kilkanaście ćwiczeń, zajmujących maksymalnie godzinę, z widocznymi efektami po paru zaledwie tygodniach. Są „wickety”, są ćwiczenia siłowe i jest najprostsza z możliwych plyometria – w postaci skoku w dal, trójskoku oraz przeskakiwania „kozła” – w moim przypadku pnia zwalonego drzewa o wysokości 78 centymetrów i 70 szerokości. Zmierzyłem metrówką 😎 OK, wiem, że to żaden wyczyn, ale pierwszy raz w życiu coś takiego trenuję! Do tego też dojdę 😎 Na początku cudem było, gdy raz z bólem serca i pełnymi gaciami przeskoczyłem tę przeszkodę po namiętnie długiej rozgrzewce. Na ostatniej takiej sesji zrobiłem siedem w serii, ze sporym nawet zapasem. Chyba… coś mi się wydaje… że chyba poprawia się skoczność mięśni 🙂
Co dalej? Po pierwsze – cierpliwie czekam na sprzęt; po drugie – wprowadzę szybkie wieczorne 400 metrówki na ścieżce rowerowej – podobnie jak rok temu (gdy doszedłem do 60 sekund na asfalcie). I mam chęć/zamiar/życzenie zejść poniżej tych 60 sekund.
A jak spadnie śnieg – będę kombinował dalej, jak biegać coś superszybkiego na śniegu 😛 Oczywiście da się, bo jak, że nie??? Jak ma być szybko przez cały rok, to będzie!