Cross Bielański to już historia sprzed dwóch tygodni. Co się działo od tamtego czasu? Hmmmm… niewiele. Moje główne zajęcia skupiły się wokół: po pierwsze – Stellarisa; po drugie – przywyknięcia do pracy; i na końcu – próby wybrania tego, co chcę trenować. Czyli jednym słowem (lub kilkoma) – ostatnie dwa tygodnie bumelowałem.
Stellaris
To nic innego, jak odkrycie dzieciora, który zainteresował się tą strategią. Pamiętam, że kilka lat temu nawet zwróciłem na nią uwagę, ale nie byłem na nią gotowy. Tym razem, po tym, jak chłopak zamęczył mnie opowieściami o tej grze, a Steam zrobił promocję – zakupiłem. No i dwa tygodnie przeleciały, jak wściekłe.
A bieganie? To nie tak, że nie chciałem biegać. Chciałem. Ale nie chciało mi się Sam kilometraż pokazuje, jak bardzo chciałem nie chcąc. Wyszło… 80 kilometrów w dwa tygodnie. Jak się nie trenuje, to trzeba udawać, że o tym treningu się myśli. I udawałem.
Faktycznym problemem było jednak to, że ułożony wcześniej plan zaczął mi nie pasować. Powróciłem więc do Franka. Siedziałem, główkowałem, przeliczałem. I coraz bardziej byłem niechętny mojemu tak genialnie ułożonemu planowi. W końcu stanęło na tym, że wróciłem do źródła – Franka opis treningu do piątki podsunął mi myśl, że nie warto wyważać otwartych drzwi. Zajrzałem za nie, przeliczyłem tempa dla mojego truchtania i z nową nadzieją, nowym zapałem ruszyłem 9 listopada na stadion.
Temat zastępczy…
A temat zastępczy? No cóż, pierwsze kroki z nowym treningiem, jak zwykle są męczące. Stąd – wszystko przez Garmina Na Tuska nie zrzucę, bo nawet nie widział mojego zegarka. Chyba, że zna voodoo… Garminowa małpa oszukała mnie 11 listopada. Trening przewidziany na 12 dni zaczyna się mocnym akcentem na 21 kilometrów, który powinien być zrobiony w szybszym truchcie niż zwykle. I zrobiłem go – wyszło mi średnio 4:34 na kilometr po lesie. Ale… w punkcie, gdzie mam piąty kilometr (a który to mogę wskazać z zamkniętymi oczami) Garmin pokazał 4750 metrów… na dziesiątym było 9500… Wściekły już na maksa pobiegłem 500 metrów dalej i zawróciłem.
Nie po to robi się półmaraton, który dobrze idzie, żeby nie dostać, kurde, odznaki w Garmin Connect, nieprawdaż? Doleciałem do siebie pod furtkę, i zamiast mieć 21 kilometrów, Garmin pokazał 20 400 metrów. No i co było robić? Poleciałem dalej ścieżką rowerową, coby dobić do 21 200… Dobiłem. Godzina i 37 minut… na 22 kilometry. Morał z tego biegu?
Wszystko to wina…
…Garmina.
Dziś na stadionie wlazł trening z drugiego dnia. Co prawda niepełny, ale nie mogło być inaczej. Byłem obolały, zmęczony, i jeszcze trochę obolały. Organizm musi przywyknąć. Treningi Horwila nie są łatwe i przyjemne. A przy okazji – naręczny błazen po wczorajszym wkurzaniu, dziś krzyknął po treningu, że zanotował nowy rekord na milę. Za to mogę mu w zasadzie wybaczyć wczorajszą zabawę w kotka i półmaraton…
Ja 11 listopada też miałem problem z Garminem, na 17 kilometrze miałem 500m więcej od Jarka i Staszka, i wydaje mi się, że nawet jak stopowali, to i tak jest znaczna różnica pomiaru… Widzę, że ruszyłeś z treningiem, a ja od Crossu Bielańskeigo nie mam ani jednego szybkiego biegu na koncie, ale powoli się zbieram…:)