Słońce, 9,5 stopnia w cieniu za oknem. Zaplanowałem sobie na dzisiaj samotne spokojne wybieganie na dwadzieścia kilosów. Przed wyjściem, rodzinnie siedząc przy kawie coś tam pogadaliśmy o świętach. Zapomniałem o tym wkrótce i polazłem w las.
Po pierwszym piaszczystym kilometrze i dość dobrym czasie wyłączyłem myślenie i mając nadzieję, że będzie mało ludzi na Czerwonej Drodze, poleciałem. Czas zleciał szybko i zanim się spostrzegłem minąłem ósmy kilometr. Czas był niezły i stwierdziłem, że utrzymam to, żeby zejść poniżej 43 minut na dychę. I umordowany zszedłem. 42:59.
Tradycyjne pompki i powrót. Powrót nie był już taki miły – było już dobrze po 13:00 i zaczęły się samochody, choć te były w porządku – zwalniały, żeby nie kurzyć. Wkurwiające – jak zwykle – były oszołomy na quadach. Bo musiały jechać jak najszybciej, żeby zakurzyć całą drogę. A może jest inny powód, którego nie ogarniam.
Pod górkę…
Powrót był ciężki – chyba przez temperaturę – robiło się ciepło, a i ja byłem lekko zagotowany po szybszej dyszce. Tak biegnąc z powrotem do Pogorzeli i przeklinając quadziarzy, dotarło do mnie, co oznaczają dla mnie święta. Bingo! Trzy lata pisania bloga, dzienniczka – zwał, jak zwał. Lekko ponad trzy lata temu – w marcu 2016 – powstały pierwsze wpisy, po krótkiej zapoznawczej walce z WordPressem.
…i Z Górki
Sentymentalna droga powrotna do Pogorzeli uświadomiła, jak wiele się zmieniło przez te trzy lata. Trzy lata temu pisałem sam dla siebie o wyjściu ze strefy komfortu…, o pobiciu swojego pierwszego celu biegowego, jakim było zejście poniżej 47 minut na dychę…, dołączeniu do otwockiej grupy biegaczy… Czytałem blogi o bieganiu i łapałem wszystko, jak młody, głupi pelikan. I eksperymentowałem po raz pierwszy z treningiem biegowym, który sam jakoś tam poskładałem.
Trzy lata… już? czy dopiero? Aż lub dopiero rok po rozpoczęciu gryzmolenia tychże zapisków pojawił się Garmin, wkrótce po nim odkryłem Danielsa i po raz pierwszy wystartowałem w półmaratonie… A teraz nawet układam treningi dla innych, co dziś przypomniał mi start Jarka w jego pierwszym maratonie. Choć to dopiero trzy lata pisania, trzy lata planowanego biegania.
I tak biegnąc dziś Czerwoną Drogą w stronę domu poczułem coraz większe zmęczenie gorącem, wspomnieniami, męczącym quadowo-samochodowym towarzystwem na owej Czerwonej Drodze… i tymi trzema latami pisania 🙂
Może to przejściowe i może to znowu początek adaptacji do nadchodzących upałów?