Sobotni poranek 4 marca z Otwock Biega był nieprzemęczający – niecałe 8 kilometrów truchtu, żeby za bardzo się nie zmęczyć. Biegowe rozmowy toczyły się wokół Półmaratonu w Wiązownie. I ubrania na bieg. Tak w skrócie.
Wiązowna
W niedzielę ruszyliśmy do Wiązowny na godzinę przed startem. Zapowiadana była dość ciepła niedziela, więc na placu przed szkołą wyskoczyłem z dresów do spodenek i krótkiej koszulki, na którą wrzuciłem koszulkę organizatorów z numerem.
Garmin Connect pokazał +16.1 stopnia i wiatr 13 km/h. Słyszałem wiele opinii po biegu, że było go czuć. Ja nie pamiętam. Wystartowaliśmy chyba o czasie – nie wiem, bo start dla mnie to zwykle okres „zombie” – niewiele pamiętam. Było tłumnie, więc pierwszy i drugi kilometr były przesiewaniem – trzeba było się przedzierać przez tych, którzy biegli wolniej, ale ustawili się bliżej linii startu, coby zrobić życiówkę na pierwszym kilometrze.
A na trzecim kilometrze, ciągle jeszcze przesiewając, dopadłem Andrzeja z Otwock Biega, który stwierdził tylko, że przesadził z tempem i już zdycha. No i ubrał się, jak na 3-4 stopnie…
Tempo maratońskie, rzekł Daniels
Potem dogoniłem jeszcze naszego biegającego kelnera, no i zaczęło się trzymanie tempa. Nie chciałem trzymać się ściśle jakiegoś określonego tempa, ale po łbie kołatało mi Danielsowe maratońskie 4:46 na kilometr. Odczyt z zegarka po biegu pokazał, że tylko 4 odcinki po jednym kilometrze miały czas wyższy niż te 4:46. Do 10 kilometra biegło mi się nieźle – czas 46 z hakiem na dychę wyszedł wyśmienicie. Po nawrocie zamiast się skupić na podbiegu, zacząłem się rozglądać kogo zobaczę z „moich”. No i był Jurek, był Marcin, była Monika. Innych nie zarejestrowałem. A sam bieg dalej był ciągle równy, choć zaczęły się problemy z palcami u nóg. Buty użyte zaledwie parę razy przed biegiem zaczęły uwierać. Ból był spory, ale nie było wyjścia… i tak od mniej-więcej 14 kilometra do końca.
Wynik końcowy – 1:38:47 na pierwszym moim półmaratonie. Życiówka <rotfl>. Będzie co poprawiać w przyszłości. Olo (wcześniej parę razy wspomniany A. – biegowy kumpel z Otwocka) stwierdził, że miał w swoim najlepszym biegu 1:38:37 (2014). Różnica po byku.
A że bieg był bardzo równy i w zasadzie niewiele się działo, wskazują zapisy z pomiaru chipa: miejsce 395 po 6 kilometrze; 392 po 10,5 kilometra; 382 po 15 kilometrach i końcowe 387 miejsce. Na dobiegu do mety powiedziałem sobie, że zafiniszuję i coś powalczę. Brakło siły i nie powalczyłem. Kończyłem starając się tylko, aby nikt więcej mnie nie wyprzedził.
…i po Wiązownie
…to leczenie bolących paluchów i czekanie, aż paznokcie zejdą… oraz zmiana treningu. Żeby szybciej biegać… trzeba szybciej biegać. Pokazał to zeszłoroczny marzec na Skrze. Teraz podjąłem decyzję, żeby w końcu zacząć trenować obiecane sobie na jesieni zeszłego roku podbiegi i tempówki, podobnie jak rok temu na Skrze. I tak też zacząłem drugi tydzień marca.
I jeszcze niewielka rocznica
A rocznica dotyczy oczywiście tego bloga-niebloga. Dokładnie rok temu, 8 marca, po walce z Wordpressem wrzuciłem pierwszy wpis, który rozpoczął kolejne relacje. Najpierw z mojej szczenięcej historii w klubie, później odchudzające początki biegania w latach 2012-2014, aż do tego „prawdziwego” biegowego restartu w 2016 roku.
Czy tworzenie tych wpisów coś mi dało? Tak. Chociażby to, że prowadząc zapisy biegów, mogłem ocenić, co robiłem, czasem – jak robiłem (zaglądając do wpisów właśnie). Podsumowania, które czasem popełniałem pokazywały, że bywały tygodnie (miesiące), kiedy więcej chciałem gadać niż biegać… 😀
Jeszcze początek tego roku to wpisy pokazujące moją gonitwę za dużym kilometrażem tygodniowym. Jednak to ostatni bieg w Wiązownie uświadomił mi, że kilometraż ma „wejść” sam. Doszedłem do tego, że pora zacząć biegać szybciej. I więcej w zawodach – ale – tych mniejszych, gdzie komfort biegu jest lepszy i wynik bardziej cieszy. Co zaś do kilometrażu – sam się zrobi, a ile się zrobi – tyle będzie.
Howgh!
Gratuluję wytrawności w prowadzeniu bloga. Patrz jak szybko mija rok i jakie są efekty oraz przemyślenia. A co do biegania, prędkość i dystans na pewno szybko wzrośnie tylko troszeczkę samozaparcia.
Pingback: Dekada – blog Z GÓRKI / Jacek Kłodowski