Ostatni wpis, jeszcze z października, nawiązał do mojego ulubionego wiedźmakowego Także-ten-tego. Nie wiedziałem, że tak szybko wiedźmaki powrócą zupełnie bez rozgłosu. Marcin wspomniał o nowej książce Andrzeja Sapkowskiego, no i cóż było robić. Zamówiłem. Na razie czekam na zamówienie. I znowu nie będę biegać, bo będę czytać 🙂 Ten scenariusz się nie spełni, bo raczej szybko przeczytam i szybko pobiegam…. Read more »
Czułem już wczoraj przemożną chęć wyjścia i zrobienia pięciu kilometrów. Nie udało się. Ta chęć zrobienia dobrego treningu nie przeszła – i dziś, zaraz po powrocie ze szkoły – bez zwlekania, bez szukania wymówek – poleciałem na Hrabiego. Plan wyklarował się już w trakcie powrotu z Mińska Mazowieckiego. 8*400 metrów po Horwillowemu. Co tu dużo pisać – to był pierwszy… Read more »
Biegania w kwietniu nie było za wiele – kilka wyjść – za to konkretnych i dobrych. Ciągle jednak brak przełamania pod pięć kilometrów. Przełamania – które rozumiem albo jako szybkie 5 kilometrów (poniżej 20 minut), albo jakiegoś dobrego biegu na 2 lub 3 kilometry ciągiem po 3’30”. Coś się nie mogę zebrać – a to przez szkołę, a to przez… Read more »
Wszystko zaczęło się lekko ponad miesiąc temu na Agrykoli. I tyle też czasu minęło od ostatniego wpisu. Trochę się działo – z dłuższych biegów warto wspomnieć powrót do biegania mili – z Marcinem, w jego tempie, ale zapewne też z wpływem na moją wydolność na średnich dystansach. Dołączyliśmy do tego kilometrówki – tak na dobicie mięśni po mili. Później doszedł… Read more »
Frank Horwill powrócił. Po 5 latach. Najpierw nieśmiało za sprawą wspólnych treningów z Marcinem, których efektem jest rozpiska treningowa pod piątkę dla nas obu. Nie byłbym sobą, gdybym nie zmieniał jednak treningów pod samopoczucie i koncepcję przeplataną trochę Horwillem a trochę Hollerem. Jednak coraz bardziej rysuje się pomysł na konkretny, ciężki trening pod pięć kilometrów. Z zachowaniem prędkości na krótkich… Read more »
Tego dnia mieliśmy zrobić… nawet nie pamiętam co… Zrobiłem 5 szybkich setek, żeby rozgrzać mięśnie i czekałem na OKS-ie na Marcina. Marcin dotarł, a za nim… burza. Nie było szans na pozostanie na bieżni – ołowiane niebo, momentalna ulewa. Ratowaliśmy się przed zmoknięciem pod zadaszeniem nad wejściem do budynku OKS-u. Coraz bardziej zacinało i zdecydowałem się na bieg do auta,… Read more »
Trzynaście dni lipca, 10 wyjść w teren. Statystycznie coraz lepiej. I to nie koniec. Bo – w końcu – jakościowo też świat wraca do normy. Zaskakujące dwa tygodnie. Nie tylko biegowo, ale i zawodowo. Ale to nie miejsce i czas. Jeszcze. Lipiec zamknąłem budującym kilometrem poniżej trzech minut. W międzyczasie wpadły dwa biegi z grupą Run Otwock. Jednak najciekawsze rzeczy… Read more »
To cytat. Który wyjaśnię. Wkrótce. Albo na koniec. Wszystko zaczęło się od snu. We śnie, z jakiegoś nie znanego mi bliżej powodu, co jakiś czas walczyłem. Walczyłem sam ze sobą. Taki sen. Jego znaczenie szybko do mnie dotarło… odpuść. Odpuściłem. I wtedy plan sam wskoczył do łepetyny. Kolejnym etapem była rozmowa z Marcinem – o tym, że znacznie lepiej trenuje… Read more »
Zanim znalazłem się w stanie lekkiego upojenia % w czasie wyprawy do wietnamskiej knajpki w Oliwie, przemknęło mi przez myśl, że nic, NIC, ale to ZUPEŁNIE NIC mnie nie boli. Tę myśl, jak się okazało, chwilę później wypowiedziałem. Zebrał to w użyty powyżej zgrabny tytuł, Remo, którego urodziny obchodziliśmy w Gdańsku. Ale żeby nie było… Ten brak bólu był tym… Read more »
Coś mi się wydaje, że kroi się seria, porównywalna z Back to the Future… chociaż moja to raczej powroty w drugą stronę. Ale może, może… No tak morze. O tym chciałem wspomnieć. Białogóra Całe to zamieszanie z wirusami, maseczkami i innymi pierdoletami spowodowało, że nie bardzo planowaliśmy wyjazd gdziekolwiek na wakacje. Po różnych perypetiach udało nam się na ostatnią chwilę… Read more »