Kiedy padnie bateria

      Brak komentarzy do Kiedy padnie bateria

I w końcu jest ten impuls w górę. Parę dni, które przełamały powolne spadanie w dół, do ziemi. Cztery dni, pięć wyjść treningowych. Z aktywnościami, które zadowoliłyby Franka H. Muszę ponarzekać, że opice szpinawe pokasowały artykuły Franka. Za dużo dobrej wiedzy?! Na szczęscie wszysko zeskreenowałem…

I tak:

W poniedziałek – podejście do kilometra. Nieudane, jak wiele ostatnio. Wyszło za to 400 metrów w 1’5”, potem szybsze 200 metrów, żeby samemu sobie udowodnić, że mięśnie jeszcze mogą na kwasie (28.24”) i na zakończenie 400 metrów, które miało być w tempie na 3:30, a wyszło na 3:15/km.

We wtorek – założeniem było 5 razy 300 metrów, ale w zupełnie nowy, kopnięty sposób. Na Hrabiego, z dołu przed krzyżem (100 metrów słusznego podbiegu) i picha w dół przez kolejne 200 metrów. Tak mnie zalał kwas, że zakończyłem tę próbę po trzech powtórzeniach. Jeszcze do niej wrócę. Nie raz. Tym razem wszystkie weszły poniżej 50 sekund.

W środę – z Gośką i MarcinemO pobiegliśmy tempem Gośki. Trzy powtórzenia 800 metrów – wolniej, szybciej, wolniej. Czwarte powtórzenie zrobiliśmy – każdy na swojego maksa. Gosia wystartowała pierwsza, MarcinO 40 sekund za nią, ja 20 sekund za Marcinem. Efekt – SB – Seasonal Best. U Gosi około 3:45, Marcin – 2:47, ja 2:22.20. Jeszcze brakuje paru sekund do najlepszych osiemsetek, ale… ale.. niedługo.

W czwartek – już na obolałych mięśniach – ponownie Hrabiego, jednak tym razem z założeniem 10 * 100 metrów. Wziąłem FreeLapa. Zmieniła się aplikacja – uaktualniłem jeszcze w domu. Hasło zapisałem w domu, przed wyjściem. Ale załatwiła mnie jeszcze bardziej banalna rzecz – bateria w BLE-chipie, która padła była. I dupa – czas musiałem mierzyć z ręki na Garminie (a coś mi mówiło, jeszcze w chałupie, coby zabrać stoper…). I choć dokładność raczej różna, to kolejny SB wskoczył – 12.50” na 100 metrów. To była prawdziwa zabawa w czasie sprintów – pierwsze cztery wolno-szybko-wolno-szybko, z SB. Potem już typowa kombinatoryka – czyli albo wysoki krok, albo długi krok, albo maksymalne pochylenie na zbiegu, żeby kolana miały mniejszą drogę ku górze, ku żołądkowi. Zabawa wyszła przednio – i choć ostatni bieg wyszedł zaledwie na 13.10” to tempo chwilowe Garmin złapał na 2:02/km. Na – ponownie – zalanych kwasem mięśniach.

W końcu czuję to ogromne mięśniowe, fizyczne zmęczenie. Jest DOBRZE  😎

Piękne odbicie stopy jakieś 10 metrów za linią pomairu czasu – pełne śródstopnie…!#$@!

Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *