Mój umierający parkrun

      Brak komentarzy do Mój umierający parkrun

Ostatni wpis traktował o super krótkich, które zaskakująco wyszły również super szybko. Zaskakująco, bo – jak wcześniej wspomniałem – kwiecień był okresem nie-trenowania. 4 wyjścia biegowe, 9 kilometrów przebiegu. Robota wykonana rewelacyjnie jak u Pata i Mata (po naszemu ponoć to Sąsiedzi byli) z ich słynnym …A je to!

Autor: Patmat film s.r.o. – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=32639228

Szkoła się skończyła, nastały wolne soboty 🙂 W ten magiczny sposób udało mi się wybrać na Parkrun. Piętnasty. Cóż… nie jestem jakoś mocno w nich aktywny. Przyjechałem do Malcanowa trochę wcześniej i zaskoczyło mnie to, że nikogo nie było oprócz wolontariuszy. Bo przez chwilę miałem stracha, że jednak się nie odbędzie…

Później, za mniej-więcej 8-5 minut do dziewiątej zaczęły napływać grupki ludzi. Uzbierało się z tych grupek całkiem sporo uczestników (29). Do tego biegu nie miałem jakiegoś szczególnego nastawienia.

Bo miała to być moja pierwsza piątka od lutego, kiedy wybraliśmy się większą ekipą do Malcanowa, a druga szybka w tym roku.

Na starcie znalazło się kilka osób, które wytypowałem na rzut dwoma okami, jako najszybsze. W zasadzie oceniłem dobrze. Po starcie jaskrawo-żółty Marcin Sarniak narzucił tempo na około 4:00, choć momentami Garmin pokazał nawet 3:35. Na pierwszym kilometrze obejrzał się, kto biegnie obok. Dzięki naszym treningom z MarcinemO wytrzymałem dwa pierwsze kilometry – 3:54 i 4:01. Potem dopadło mnie zmęczenie i pierwsze zalewanie mięśnia obszernego bocznego ud – w obu udach na raz. Na trzecim kilometrze – tym z nawrotką – zbiegając z górki – obejrzał się po raz drugi. Był bezpieczny. Ja już wrzucałem luz – pojawiały się pierwsze oznaki kolki. I nie miałem siły go gonić. Na czwartym kilometrze już na bezczelnego pospacerowałem sobie kilka razy 😉

Skończyłem drugi, z powalającym czasem 21:27. Najśmieszniejsze jest to, że za mną dobiegł prowadzący wózek z dzieciakiem Karol Pawłowski. Ale z moich spacerowych momentów widziałem, że ma około 300-400 metrów przewagi. Więc mogłem spokojnie maszerować.

Już po zakończeniu zagadałem chłopaków i dowiedziałem się, że biegają w okolicach 20 minut. Dobrze. Będzie być może mnie to mobilizować. Być może.

Dziś, trzy dni po tym wyczynie podjechałem na Bagnistą, odkrytą w marcu. Ten trening był już klasycznym powrotem do Horwilla. 4 razy 400 metrów na przerwie czterystu metrów. Pierwszy w biedne 1:10 na rozgrzewkę, potem coraz szybciej – do 1:03,8 na ostatnim powtórzeniu. Moim cichym postanowieniem – od marca, gdy tę trasę oznaczyłem, pomierzyłem – jest robienie tego odcinka ile się da, nawet kosztem Agrykoli…


* tytuł jest luźnym skojarzeniem z zespołem My Dying Bride i jeszcze luźniejszym skojarzeniem z filmem Corpse Bride

** prawa autorskie Pata i Mata wg nakazu Wikipedii: Patmat film s.r.o. – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=32639228


Archiwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *